Albo cła na chińskie panele, albo ochrona klimatu
– Czyste technologie z Chin nie są “sztucznie tanie”, jak twierdzą USA. Są po prostu tanie, a świat ich potrzebuje, aby sprostać wyzwaniom związanym z transformacją energetyczną – uważa David Fickling, publicysta Bloomberga.
Jego zdaniem przyspieszenie w ostatnich latach tempa transformacji może sprawić, że to wyzwanie nie zostanie odpowiednio docenione. W praktyce inwestycje w dekarbonizację energetyki wciąż postępują zbyt wolno, aby cele dotyczące neutralności klimatycznej zostały zrealizowane.
Dotyczy to choćby ubiegłorocznej deklaracji państw grupy G20, aby do 2030 r. zwiększyć trzykrotnie moce zainstalowane w OZE. Według ostatnich prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej zanosi się na co najwyżej podwojenie mocy odnawialnych, ale tylko jeśli USA i Europa gwałtownie przyspieszą z realizacją inwestycji.
Ogłoszony niedawno przez Joe Bidena pakiet podwyżek amerykańskich ceł na wyroby importowane z Chin obejmuje m.in. 50-procentową stawkę dla paneli fotowoltaicznych. W ten sposób USA mają dawać odpór chińskiej nadpodaży mocy produkcyjnych, która skutkuje niskimi cenami towarów zza Wielkiego Muru. To natomiast uderza w rentowność inwestycji w produkcję zielonych technologii, które Waszyngton wspiera hojnymi subsydiami.
David Fickling zaznacza, że przyrost nowych mocy w OZE był w 2023 r. w USA znacznie poniżej tego, co jest potrzebne w ciągu najbliższych 10 lat, aby została spełniona obietnica Joe Bidena dotycząca zdekarbonizowania amerykańskiej energetyki do 2035 r. Dlatego Stany Zjednoczone, jak i cały świat, potrzebują dużych mocy produkcyjnych czystych technologii.
Publicysta Bloomberga przypomina, że kryzys inflacyjny po pandemii COVID-19 był związany z niedostosowaniem możliwości producentów względem zapotrzebowania na rynku. Natomiast nadpodaż mocy produkcyjnych prowadzi do spadku cen, rosnącej konkurencji, wzrostu innowacyjności oraz konsolidacji przemysłu.
Nadwyżka, jak zaznacza Fickling, to również element antyinflacyjnej polityki Pekinu. Jej skutkiem jest też spadek cen paneli PV. W 2012 r., gdy Barack Obama po raz pierwszy obejmował chińskie panele cłami, to ich cena wynosiła ok. 90 centów za wat. Obecnie jest to ok. 10 centów.
– Obniżenie kosztów zielonej energii to najlepsza rzecz, jaką może zrobić świat, jeśli chcemy uniknąć katastrofalnego ocieplenia, które nastąpi jeszcze za naszego życia. Chińska technologia nie jest „sztucznie tania”, używając terminologii stosowanej obecnie w Waszyngtonie. Ona po prostu jest tania – konkluduje publicysta Bloomberga.
Zobacz też: Polska dogoniła Chiny w energetyce
Saudi Aramco wyda setki miliardów na dywersyfikację
– Saudi Aramco to nie tylko największa na świecie firma energetyczna, ale także narzędzie do realizacji ambicji księcia Muhammada bin Salmana, następcy tronu i faktycznego władcy Arabii Saudyjskiej – pisze “The Economist”.
Naftowy koncern produkuje 11 mln baryłek ropy dziennie – więcej niż jakakolwiek inna firma i odpowiada za ok. 10 proc. światowych dostaw surowca. Koszty produkcji wynoszące 3 dolary za baryłkę, czyli jedną dziesiątą kwoty, która musi zadowolić wielu zachodnich rywali, pozwoliły w ostatnich dwóch lata wygenerować Saudi Aramco łączny zysk netto w wysokości 282 mld dolarów.
Choć saudyjska ropa jest tak samo brudnym paliwem jak każda inna, to jej przewagą jest niższy ślad węglowy związany z samym procesem wydobycia.
To dodatkowy atut w sytuacji, gdy świat wciąż jest uzależniony od paliw kopalnych, a jednocześnie chce zmniejszać swój negatywny wpływ na klimat. Władze koncernu podkreślają, że ich celem jest uczynienie ropy jak najbardziej zrównoważonej i przystępnej cenowo.
Obniżanie śladu węglowego to jeden z elementów strategii Saudi Aramco – koncernu, który książę Muhammad bin Salman postrzega jako jedno z kluczowych narzędzi w dywersyfikacji gospodarczej królestwa, polegającej na zmniejszeniu zależności od ropy naftowej, a także na dekarbonizacji energetyki. Saudi Aramco ma stać się neutralne klimatyczne już w 2050 r., czyli o dekadę wcześniej niż sama Arabia Saudyjska.
Strategia koncernu składa się z trzech filarów. Pierwszy to podwojenie wydobycia ropy, ale jednocześnie robienie tego w jak najczystszy sposób – zwłaszcza dzięki ograniczeniu emisji metanu. W tym roku na inwestycje ma trafić 48-58 mld dolarów, a firma konsultingowa Wood Mackenzie szacuje, że w latach 2024-2030 Saudi Aramco wyda ponad 200 mld dolarów na poszukiwania i wydobycie.
Drugi filar strategii grupy polega na poszerzaniu portfela węglowodorów, aby zmniejszyć ekspozycję na sytuację na globalnym rynku ropy naftowej. Tu głównym obszarem dywersyfikacji ma być gaz ziemny, przez wiele państw uważany za paliwo przejściowe z uwagi na mniejszą emisyjność. Ponadto Saudi Aramco zamierza wydać do końca dekady 100 mld dolarów na inwestycje w petrochemię, aby rozwinąć produkcję chemikaliów.
Natomiast trzeci filar to inwestycje w energetykę odnawialną oraz czyste technologie, dotyczące m.in. magazynowania energii, wodoru, paliw syntetycznych czy wychwytywania i składowania CO2 (CCS). Na koncernie w dużej mierze leży też wypełnienie celu, według którego OZE mają stanowić połowę miksu energetycznego Arabii Saudyjskiej w 2030 r.
Przypomnijmy, że saudyjski gigant jest mniejszościowym akcjonariuszem rafinerii w Gdańsku. Udziały przejął po fuzji Orlenu z Lotosem. Na razie jednak niewiele wiadomo na ile strategia Aramco dotyczy Polski.
Czytaj: Unijny cel to 90 proc. redukcji CO2 w 2040 r. Co to oznacza?
Zielonej stali wciąż więcej w deklaracjach niż w hutach
– Stal będzie podstawowym materiałem umożliwiającym odejście od paliw kopalnych. Jednak jej producenci nie udowodnili jeszcze, że wykazują poważne zamiary dążenia do neutralności klimatycznej – wskazuje Reuters.
Produkcja stali jest najbardziej emisyjną branżą przemysłu – odpowiada za ok. 7 proc. globalnych emisji. Dlatego jej dekarbonizacja jest kluczowa, gdyż stal jest wykorzystywana we wszystkich sektorach gospodarki – również tych związanych z tzw. czystymi technologiami.
Agencja przypomina, że dotychczas ogłoszono blisko 50 projektów związanych z “zieloną stalą”, a do 2030 r. jest spodziewane zwiększenie tej liczby do 70. W efekcie w latach 30. i 40 tego wieku branża miałaby już w dużej części być zdekarbonizowana.
Jednak najnowsze badania prowadzone przez World Benchmarking Alliance (WBA) pokazują, że w ciągu najbliższych pięciu lat przemysł powinien trzykrotnie szybciej obniżać emisyjność produkcji, aby znaleźć się na ścieżce do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 r.
Vicky Sins, ekspertka WBA, wskazuje, że wokół transformacji przemysłu hutniczego narosło wiele szumu. Jednak po bliższym przyjrzeniu się zapowiedziom okazuje się, że za wieloma deklaracjami nie stoją szczegółowe strategie z jasno wyznaczonymi harmonogramami i celami. Jak dotąd tylko pięć firm stalowych zobowiązało się do osiągnięcia krótkoterminowych celów w zakresie redukcji emisji do 2030 r., a tylko trzy do neutralności klimatycznej.
Sektor podąża dwoma głównymi drogami dekarbonizacji. Pierwszy to zastąpienie węglowej technologii wielkopiecowej do produkcji stali pierwotnej technologią bezpośredniej redukcji żelaza, wykorzystującą zielony wodór. Barierą jest jednak dostęp do dużych wolumenów przystępnego cenowo wodoru. Druga droga to przejście na piece elektryczne, w których wsadem jest złom. Tu wyzwaniem jest zapewnienie dostępu do surowca w postaci złomu, a także do taniej energii z OZE.
Vicky Sins podkreśla, że są potrzebne ogromne inwestycji, jeśli hutnictwo stali ma zostać zdekarbonizowane i branża sama tego nie dokona. Kluczowa jest polityka kształtowana przez rządy – musi ona dawać firmom jasność co do celów aż do 2050 r. Ta polityka musi też tworzyć rynek zbytu dla “zielonej stali”, bo tylko wtedy inwestycje w dekarbonizację będą w pełni uzasadnione.
Zobacz również: Rząd musi przekonać Polaków do transportu i składowania CO2
Chińscy producenci elektryków ruszają na rynki wschodzące
– Chińscy producenci samochodów, odcięci od USA wysokimi cłami oraz spotykający się z coraz bardziej surowymi reakcjami w Europie, mogą zdominować wiele rynków wschodzących – analizuje – “Financial Times”.
W maju Joe Biden ogłosił wprowadzenie 100-procentowej stawki celnej na chińskie elektryki. W nadchodzących dniach oczekiwane jest też zakończenie unijnego dochodzenia dotyczącego nielegalnego subsydiowania chińskiego eksportu pojazdów elektrycznych do UE, co również może zakończyć się ogłoszeniem karnych ceł.
Polityka prowadzona przez Waszyngton i Brukselę zmusza największych graczy do poszukiwania szans rozwoju w innych częściach świata.
Według komentarzy zebranych przez “Financial Times” może to doprowadzić do dominacji Chin na najważniejszych rynkach wschodzących, w tym w Azji Południowo-Wschodniej, Ameryce Łacińskiej i na Bliskim Wschodzie, a także w pozostałych gospodarkach zachodnich, które są mniej protekcjonistyczne niż USA i Europa. To właśnie z rynków wschodzących może w przyszłości pochodzić znacząca część nowego popytu na samochody z napędem elektrycznym.
Przykładem jest Brazylia – szósty co do wielkości rynek motoryzacyjny na świecie, gdzie dotychczas elektromobilność rozwijała się powoli. BYD przejął tam dawną fabrykę Forda w biedniejszej części kraju, aby uruchomić swój pierwszy zakład produkcyjny poza Chinami. Do tego sponsoruje turniej piłkarski Copa América, a sprzedaż jego samochodów na brazylijskim rynku systematycznie rośnie.
W ramach planu inwestycyjnego o wartości ponad miliarda dolarów BYD zamierza w tym roku rozpocząć produkcję samochodów elektrycznych i hybrydowych. Zakład będzie również dostarczał podwozia autobusów i ciężarówek oraz przetwarzał surowce do baterii. W Brazylii inwestuje też Great Wall Motor, który inwestuje tam prawie 2 mld dolarów. W tym roku ma ruszyć z produkcją w dawnej fabryce koncernu Mercedes-Benz.
Chińskie inwestycje często są dwutorowe – obejmują zarówno produkcję samochodów, jak i pozyskiwanie surowców kluczowych dla elektromobilności. Dlatego BYD poszukuje też w Brazylii możliwości zainwestowania w wydobycie litu wykorzystywanego w bateriach.
Podobnie jest w Indonezji, gdzie ubiegłoroczne nakłady firm zarejestrowanych w Chinach i Hongkongu sięgnęły prawie 14 mld dolarów. Indonezja ma największe złoża niklu na świecie, a chińskie firmy kontrolują ponad 90 proc. tamtejszych hut tego metalu, wykorzystywane m.in. w bateriach.
Zobacz też: Auta wodorowe vs elektryczne. Co wygra?
Read More WysokieNapiecie.pl