Przyznajemy: nie sądziliśmy, że Państwowa Komisja Wyborcza pójdzie na całość. Nie spodziewaliśmy się tego po dziewięciu statecznych dżentelmenach. Czy też — by być precyzyjnym — po pięciu jegomościach, którzy reprezentują w PKW obecną władzę. Finansową karę, jaką PKW nałoży na PiS za chroniczne, ustawiczne i kompulsywne defraudowanie publicznych pieniędzy, mniej więcej przewidzieliśmy. Ale nie zakładaliśmy, że PKW pójdzie znacznie dalej i zapowie całkowite odebranie PiS pieniędzy z budżetu państwa. A to właśnie dzieje się na naszych oczach. Skutki są natychmiastowe: PiS znalazł się w najtrudniejszej sytuacji finansowej od momentu powstania ponad dwie dekady temu. Jarosław Kaczyński musi wejść w skomplikowaną procedurę prawną w obronie partyjnej sakiewki — bez żadnych gwarancji sukcesu. Prezes musiał się także udać na żebry, prosząc swych zwolenników o datki na PiS. Zapaść finansowa to także wymarzona sytuacja dla wszelkiej maści buntowników i frustratów, dlatego też Kaczyński musi skrupulatnie pilnować czystości szeregów. Premier na to wszystko zaciera ręce — cieszą go wszelkie problemy Kaczyńskiego. Ale sam też ma kłopoty — właśnie naraził się twardemu elektoratowi, wybierając neosędziego na stanowisko w Sądzie Najwyższym. Twórcy słuchowiska politycznego “Stan Wyjątkowy” wchodzą za kulisy, by poznać pełne tło tej sprawy. Oj, chyba nie jest do końca tak, jak twierdzi premier — że to niepozorny błąd, błahostka, wręcz krotochwila.