Natychmiast pojawiły się tłumaczenia, że prezes ludowców nie powiedział niczego nowego, bo właśnie w ten sposób w programie jego partii rzecz była ujęta od zawsze: jako wakacje od ZUS, a nie jako stricte dobrowolny ZUS w takim znaczeniu, w jakim starał się to forsować rzecznik małych i średnich przedsiębiorców Adam Abramowicz. Wkrótce jednak okazało się, że nie mieli racji. W ramach konkurencji powyborczej program PSL sprawdziła Konfederacja i pokazała, że jednak była w nim mowa właśnie o dobrowolnym ZUS-ie.
Innym szeroko komentowanym powyborczym sygnałem, związanym z gospodarką, były rewelacje polityków KO, że w Polsce istnieje i rośnie luka VAT. Niektórzy interpretowali to jako zapowiedź znaczącej redukcji składanych przed elekcją obietnic. To jednak duża nadinterpretacja. Luka VAT jest obiektywną wartością, wyliczaną przez UE – podobnie zresztą jak faktyczny dług publiczny, do którego Unia Europejska zalicza również to, co polski rząd wypycha do funduszy celowych i nie wlicza tego do zadłużenia w myśl polskiej metodologii. Luka ta oznacza różnicę między tym, co – zdaniem UE – powinno z VAT wpływać do budżetu, a co wpływa naprawdę. Faktycznie, rządowi PiS udało się tę wartość potężnie ściąć: z 24,1 proc. w 2015 r. do jedynie 3,1 proc. w 2021 r. Nowszych danych z UE nie ma, ale politycy KO powołują się na Sławomira Dudka, założyciela Instytutu Finansów Publicznych, który na podstawie danych twierdzi, że za ten rok wartość luki wzrośnie do aż około 32 mld zł, czyli 11 proc.
Jak z tym będzie – zobaczymy, gdy dopiero za dłuższy czas pojawią się dane z Eurostatu. Warto jednak przyjrzeć się tym dwóm kwestiom i sytuacjom. Pierwsza dotyczy rozwiązania bardzo popularnego wśród przedsiębiorców, ale bardzo niepopularnego wśród polityków. Czy można mieć nadzieję, że władza, która przedstawiła program, będący zlepkiem różnych kierunków i paradygmatów w dziedzinie gospodarki, pójdzie w stronę większej liberalizacji? Cóż, na pewno nie będzie to kurs jednoznacznie wolnorynkowy. Nadziei na dobrowolny ZUS raczej bym nie miał. Choć jest to rozwiązanie logiczne, bardzo korzystne gospodarczo i – co ważne – w postaci proponowanej przez rzecznika małych i średnich przedsiębiorców wzorowane na niemieckim, czyli niewzięte z sufitu – idzie zdecydowanie zbyt daleko w kwestii wolności wyboru własnej drogi. W ogóle nie chcieli o tym słyszeć ustępujący socjaliści, dla których ważne było, aby wszystko było w państwie, nic poza państwem – a obejmujący władzę także nie są gotowi na tak dalekie odstępstwo od etatystycznego wzorca działania. Mimo to trzeba uznać, że jakkolwiek możliwość sięgnięcia po czasowe zawieszenie składek ZUS nie rozwiązuje systemowego problemu, lepsze coś niż nic.
Oczywiście najcenniejsze byłoby, gdyby przedsiębiorcy zostali uwolnieni od obciążeń, jakie nałożył na nich Polski Ład z 9-procentową składką zdrowotną na czele. Szkopuł w tym, że – podobnie jak w wielu innych kwestiach – potrzeba by tutaj zmiany ustawy, a w tym wypadku prawdopodobnie na przeszkodzie stanąłby pan prezydent. Można natomiast założyć, że podpisałby jednak ustawę, wprowadzającą nieco symboliczną, ale jednak ulgę w płaceniu ZUS. I być może takie właśnie drobne udogodnienia to wszystko, na co możemy liczyć podczas kohabitacji. Opór pana prezydenta, reprezentującego podejście znacznie bliższe etatyzmowi niż liberalizmowi, będzie zresztą dla rządzących w wielu sytuacjach wygodne jako usprawiedliwienie bierności lub niepowodzeń w wielu kwestiach.
W drugiej sprawie dobrze jest uwolnić się od nawyku nadinterpretowania każdej wypowiedzi polityków w tonie jakiegoś balona próbnego czy sygnału, który w piarowej grze ma spełnić określoną rolę. Bo właściwie – dlaczego nowa władza miałaby przestać rozdawać pieniądze, gdyby mogła? Nie ma żadnych ideowych powodów. Nie mamy do czynienia z przekonanymi liberałami, raczej z przekonanymi stuprocentowymi pragmatykami.
Tego typu wypowiedzi należy zatem widzieć przede wszystkim jako normalną wymianę ciosów pomiędzy stronami konfliktu, z której to wymiany nic szczególnego nie wynika. Po drugie – sytuacja polskich finansów publicznych jest obiektywnym faktem, na który składają się wielkość przyszłorocznego deficytu czy potrzeby pożyczkowe państwa polskiego na 2024 r., sięgające niemal pół biliona złotych. Wbrew hurraoptymistycznym twierdzeniom odchodzącej (najprawdopodobniej) władzy rozdawnictwo na dotychczasowym poziomie jest nie do utrzymania. W tym, że przejmujący władzę urealniają obraz finansów publicznych, nie ma nic złego. Należałoby się raczej niepokoić, gdyby znalazł się w tamtym obozie odpowiednik urzędującego premiera, twierdzący, że zawsze na wszystko starczy i żadnym tam jakimś zadłużeniem przejmować się nie należy.
Przede wszystkim jednak jesteśmy dzisiaj na zbyt wczesnym etapie, żeby być czegokolwiek pewnym. Dla przedsiębiorców ważne będzie, kto obejmie resort finansów, a zwłaszcza resort rozwoju i technologii. Tych, którzy się niepokoją, można pocieszyć jedynie mówiąc, że gorzej raczej nie będzie.
Łukasz Warzecha
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Gorzej raczej nie będzie pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More