– Panie Tomaszu, trzeba promować pańską książkę, bo Kącki wydał swoją i nie jest ona taka, na jaką się z nim umawiałem – powiedział mi telefonicznie na początku lipca br. Janusz Korwin-Mikke. Miał na myśli dwie książki: biografię „Korwin. Ojciec polskich wolnościowców”, którą wydałem i której jestem współautorem, oraz paszkwil pt. „Chłopcy. Idą po Polskę” autorstwa Marcina Kąckiego, redaktora związanego z „Gazetą Wyborczą”. Z niewiadomych dla mnie powodów Korwin-Mikke wielokrotnie spotykał się na rozmowy z Kąckim i w swoim domu w Otwocku, i w biurze poselskim, i przy innych okazjach.
– Ale ja Panu już na początku marca mówiłem, że tak będzie – odpowiedziałem. – To jest książka na zbliżającą się kampanię wyborczą. Żeby wyborcom zohydzić Konfederację.
Brak rzetelności
Wiedziałem, co się święci, bo już we wrześniu 2022 r. rozmawiałem o tej książce z interlokutorami Kąckiego – dwoma posłami Konfederacji. Obaj zajęli identyczne stanowisko w sprawie tej szykowanej pozycji. Stwierdzili zgodnie, że starali się nic mu nie powiedzieć, ale z jego pytań wynikało, że jego wiedza o konfederackim środowisku jest olbrzymia i jeśli ją wykorzysta, to nie będzie dobrze.
Żona posła – Dominika Korwin-Mikke zaznaczyła, że „on nas w pewnym sensie oszukał, to miała być taka niekonwencjonalna biografia, a przerobił to na paszkwil o Konfederacji”. Dodała, że autoryzacja była nie taka, jak powinna. Jej Kącki przeczytał tylko fragment i nie uwzględnił wielu poprawek, o które prosiła. Nie chciał jej pokazać ani przesłać tekstu. Autor nie autoryzował również wypowiedzi syna Janusza Korwin Mikkego, a także Konrada Smuniewskiego, asystenta posła Roberta Winnickiego, który również został opisany w książce. Oczywiście w przypadku książek prawo nie nakazuje autoryzacji, ale wymaga tego elementarna przyzwoitość, szczególnie jeśli ją uzgodniono przed wywiadem.
Skutek jest taki, że Kącki podaje w książce nieprawdziwe informacje i myli fakty. Pod tym względem tekst jest bardzo niestaranny. „Książka »Chłopcy. Idą po Polskę« to niemerytorycznie i niechlujnie napisany paszkwil na środowisko Konfederacji, w którym znajdziemy mieszkankę prawdy i kłamstwa, by wprowadzić odbiorcę w błąd. Praca dziennikarza »Wyborczej« to klasyczny przykład propagandy” – czytamy pod filmikiem Smuniewskiego. Nieprawdą jest choćby to, że w czasie rozmowy z Kąckim Smuniewski miał 23 lata. W rzeczywistości miał 25 lat. Podobnych błędów, zafałszowań i pomyłek Konrad Smuniewski wraz z narzeczoną Mają Kozłowską w 36-minutowym nagraniu wytyka Kąckiemu całe mnóstwo.
Nieprawdą jest to, że ostatnie dzieci Korwin-Mikkego urodziły się w półtorarocznym odstępie. W rzeczywistości okres ten wyniósł 2,5 roku. Nieprawdą jest również to, że w 1997 r. Korwin-Mikke powrócił na stanowisko prezesa Unii Polityki Realnej, usuwając z niego Stanisława Michalkiewicza. Było dokładnie odwrotnie. Gdyby Kącki przeczytał biografię Stanisława Michalkiewicza mojego autorstwa, wiedziałby, że na stanowisku prezesa UPR Michalkiewicz zastąpił Korwin-Mikkego jesienią 1997 r. Korwin-Mikke ponownie prezesem partii został dopiero w styczniu 1999 r. Z biografii Michalkiewicza dowiedziałby się też, dlaczego redaktor swoją książkę „Dobry »zły« liberalizm” zadedykował Mariuszowi Świtalskiemu. Ale Kącki z braku wiedzy woli zmyślać wydumane teoryjki.
Autor pisze też bzdury o tym, że wolnościowym dogmatem środowiska, które opisuje, jest całkowita likwidacja podatków. Żadna z partii Korwin-Mikkego nie była partią anarchistyczną. Także żadna z formacji aktualnie wchodzących w skład Konfederacji nie postuluje całkowitej likwidacji podatków. W wiadomym celu zgodnym z potrzebami kampanii wyborczej Kącki wałkuje też temat Żydów i nazizmu. Należy przecież ludziom utrwalić fałszywy obraz, że Konfederacja równa się faszyzm. Tradycyjnie nie mogło się obyć bez dowalenia Kościołowi katolickiemu. Autor wie, że „fantazja Kościoła w mordowaniu ludzi nie miała kiedyś granic”.
Paszkwil wyborczy
Widzimy więc, że z rzetelnością Kącki ma poważne problemy. W książce razi też błędne gazetowyborcze i tefauenowskie słownictwo. Polski nie okupowali Niemcy, tylko oczywiście hitlerowcy, na Uniwersytecie Śląskim pracują nie panie naukowcy, a naukowczynie (ooo, Word też mi podkreśla ten wyraz!), a wojna prowadzona jest nie – jakby to trzeba poprawnie napisać – „na Ukrainie”, bo autor woli swoje niepoprawne „w Ukrainie”. Zresztą warsztat reportera jest dość słaby, a redakcja książki też się nie popisała. Ja rozumiem luźny język, ale niektóre fragmenty wyglądają, jakby były na chama spisanymi wypowiedziami ustnymi interlokutorów, a inne – jakby były pisane przez ucznia szkoły podstawowej. Na przykład co autor miał na myśli w zdaniu: „Pasuje mu etatyzm, co lokuje go daleko od koalicyjnych korwinistów, ale są sytuacje, gdy państwo musi interweniować” czy „No skończył co prawda jedną szkołę w Wielkiej Brytanii, miał nawet zniżkę dzięki Unii, ale jak dają, to bierze”? Co ma piernik do wiatraka? Autor rzadko posługuje się kropką, woli przecinki. W efekcie zdania są pokręcone, maksymalnie skomplikowane i niemiłosiernie długie. Znalazłem zdanie, które zajmuje niemal całą stronę, bo aż 29 linijek!
Autor naruszył prawo do prywatności i dobra osobiste wielu osób, ale chyba najbardziej córki Janusza Korwin-Mikkego, z której zrobił zaćpaną narkomankę (nieco lżejszego narkomana zrobił z jednego z posłów Konfederacji). Na jej miejscu nie zostawiłbym tego bez ciągu dalszego. Myślę, że sprawę sądową o wysokie odszkodowanie miałaby wygraną. I nie ma znaczenia, czy to, co napisał, jest zgodne z prawdą, bo nie miał prawa opisywać jej życia prywatnego. Podobnie jak w przypadku głośnej sprawy z nożem, który Korwin-Mikke miał swego czasu wbity w brzuch.
Całość napisana jest luźnym (zbyt luźnym) językiem, w kpiącym tonie. W wydanej przez Wydawnictwo Znak Literanova książce Marcin Kącki wyciąga brudy, ironizuje, wyśmiewa i wykpiwa ludzi, których opisuje. Wykpiwa Korwin-Mikkego za to, że kładzie nogi na stół, mimo że on to robi z powodu choroby. Ot, typowa wrażliwość lewicowca. Wykpiwa nawet to, że Janusz Korwin-Mikke – wbrew jego rzekomemu braku empatii – pomaga swoim dzieciom i próbuje je chronić przed złem tego świata. A w bajeczce na końcu w swoim zacietrzewieniu krytykuje korwinowca Stefana Oleszczuka za to, że jako burmistrz Kamienia Pomorskiego pozwalniał niepotrzebnych urzędników i bez ograniczeń rozdawał koncesje na sprzedaż alkoholu. Brakuje tylko potępienia tego, że naprawił finanse gminy.
Książka „Chłopcy. Idą po Polskę” jest bardziej paszkwilem napisanym i wydanym pod tezę na potrzeby kampanii wyborczej niż rzetelnym reportażem obiektywnego dziennikarza. Książka – prawdopodobnie wbrew intencjom autora i wydawcy – nie będzie jednak miała wpływu na wynik wyborczy. Jeśli przeczyta ją czytelnik „Gazety Wyborczej” lub widz TVN, to nie będzie miało znaczenia, bo i tak by zagłosował na Koalicję Obywatelską czy Lewicę. Z kolei dla zwolennika Konfederacji książka jest zbyt słaba, aby odciągnęła go od głosowania na tę formację. Wątpliwe natomiast, by osoby niezdecydowane wyborczo w ogóle po nią sięgnęły.
Tomasz Cukiernik
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Paszkwil na Korwina i Konfederację pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More