Przed premierą “Znachora” słyszała, że “rusza świętość”, a przy kręceniu “Matyldy”, że to jej kolejny projekt kostiumowy i że “może powinna pójść teraz w coś współczesnego”. Tymczasem Maria Kowalska chce po prostu robić swoje. — Jeszcze po filmówce wpadłam w taką pułapkę, żeby zadowalać wszystkich wokół. Teraz myślę, że wielką szkołą życia jest uświadomienie sobie, że nie każdy musi nas lubić, a nawet dobrze, jak ktoś nas nie lubi, bo to znaczy, że jesteśmy jacyś. To jest dla mnie największa lekcja, którą cały czas odrabiam — przyznaje w rozmowie z Onetem.

​Onet Kultura Read More 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *