Tylko 41,38 proc. uprawnionych poszło zagłosować w drugiej turze wyborów prezydenckich w Poznaniu. Choć nie była to najniższa w historii frekwencja w mieście, to stolica Wielkopolski wypadła teraz poniżej średniej krajowej. — Poszłam zagłosować z dużą niechęcią, tylko dlatego, że moja szefowa nastraszyła mnie, że wygra kandydat PiS. Dlatego można powiedzieć, że zamknęłam oczy, a moja córka postawiła krzyżyk przy nielubianym przeze mnie Jacku Jaśkowiaku z PO — mówi Onetowi Weronika, mieszkanka Poznania.