Francja utworzyła Legię Cudzoziemską w roku 1831, za panowania Ludwika Filipa. Początkowo była to formacja przeznaczona do utrzymywania w ryzach ludów kolonialnych, a teraz, jako formacja ochotnicza, wchodzi w skład francuskich sił szybkiego reagowania. Słynie ponoć z waleczności, dobrego uzbrojenia i świetnego wyszkolenia. Każdego roku podczas defilady 14 lipca maszerująca reprezentacja Legii Cudzoziemskiej wzbudza największe zainteresowanie, tym bardziej że legioniści wolnym krokiem maszerują w takt swojego hymnu pod tytułem „Le Budin”, co się wykłada, że „Dają kiszkę”. Le budin bowiem to rodzaj francuskiej krwawej kiszki, mającej w składzie obok krwi wieprzowej, również schab i słoninę, a ponadto doprawianej śmietaną i podobno nawet koniakiem. Zakończenie hymnu Legii brzmi następująco: „Tiens, voila du budin, voila du budin, voila du budin, pour les Alsaciens, pour les Suisses et pour les Lorrains, pour les Belges y en a plus, pour les Belges y en a plus, ce sont les tireurs au cul” – co się wykłada: popatrz, oto kiszka, oto kiszka, oto kiszka, dla Alzatczyków, dla Szwajcarów, dla Lotaryńczyków, ale dla Belgów jej nie ma, ale dla Belgów jej nie ma, bo to strzelcy do d…
Z Legią Cudzoziemską zetknąłem się pośrednio i przelotnie. Oto kiedy pod koniec lat 80. byłem we Francji na winobraniu, u naszego patrona pracowała stażystka, młoda Francuzka, która na szybie swego samochodu miała przylepioną plakietkę „Legion Etrangere”. Okazało się, że jej ojciec jest oficerem w Legii, więc poprosiłem ją, by taką plakietkę załatwiła i dla mnie. Początkowo nie chciała, że niby to nie jestem legionistą, ale rozśmieszył ją argument, że w połowie już sobie na plakietkę zasłużyłem, bo przecież jestem cudzoziemcem. Jeszcze raz potwierdziła się opinia, że z Francuzami można wszystko załatwić – ale pod warunkiem, że się ich rozśmieszy. Toteż już następnego dnia miałem nalepkę, która przykleiłem sobie na tylnej szybie mego dużego fiata. Po jakimś czasie podjęliśmy pracę vendanżerów u kolejnego winiarza, u którego pracowali m.in. młodzi Arabowie. Jeden z nich zauważył mój samochód z plakietką i zapytał patrona, czy przypadkiem ja nie jestem byłym legionistą. Francuz zwietrzył krotochwilę i z powagą odparł: o tak, on był w Legii podoficerem! Młody Arab chodził koło mnie i chodził, wreszcie zdobył się na odwagę, pokazał mi ulotkę werbunkową, gdzie był wypisany dekalog legionisty. Jest tam m.in. przykazanie, że każdy legionista jest dla drugiego towarzyszem broni, co się wyraża solidarnością, jakby wszyscy należeli do jednej rodziny. Zapytał mnie, czy to na pewno prawda. Powiedziałem mu, żeby się zaciągnął, to się przekona. Nie wiem, czy mnie potem przeklinał, czy mnie błogosławił, bo nigdy więcej go nie widziałem.
No a teraz prezydent Macron, akomodując się do mojej rady, wysłał 100 legionistów na Ukrainę, podobno do Donbasu. Ciekawe, czy ruskie sołdaty się ich przestraszą, czy też ich oficerowie przypomną im kampanię napoleońską? „Izwiedał wrag w tot dień niemało, czto znaczyt russkij boj udałyj, nasz rukopasznyj boj” – pisał Lermontow w wierszu „Borodino” – co się wykłada: „doświadczył tego dnia wróg, co znaczy rosyjski bój zażarty; nasza walka wręcz”.
Jak tam będzie, tak tam będzie; zawsze jakoś będzie. Może być na przykład tak, że i jedni i drudzy będą starannie unikali wchodzenia w bezpośredni kontakt bojowy, bo wprawdzie Rosjanie są żołnierzami z poboru, a legioniści – żołnierzami najemnymi – ale i jedni i drudzy wolą przeżyć, niż się nadstawiać, by nieprzyjaciel odstrzelił im głowę. W rezultacie mogą haratać się artylerią na duże odległości. Huku jest przy tym co niemiara, zużycie amunicji duże, ale jak ktoś nie wystawia głowy tam, gdzie nie trzeba, to nic mu nie będzie. Tak bywało i przed 2022 r., kiedy to słyszeliśmy o tygodniowych „zażartych walkach” w obwodzie ługańskim, w których zginęło wszystkiego… 3 żołnierzy. Wyjaśnić ten fenomen było łatwo; po obydwu stronach wojowali najemnicy – ale że ten kto płaci – ten wymaga, trzeba było jakoś to pogodzić. I tu właśnie w sukurs przyszła artyleria, którą obydwie strony haratały się na odległość, dzięki czemu i wilk był syty, i owce całe.
Więc, jak mawiał dobry wojak Szwejk, jakoś tam będzie, bo jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było – a w tej sytuacji nie martwmy się o legionistów, którzy sami wiedzą, co powinni robić. Martwmy się o nas – kogo wyślemy na Ukrainę, jak z Waszyngtonu, albo z Berlina przyjdzie rozkaz, że i nam trzeba tam iść? Zgodnie z myśleniem pozytywnym, do którego wszyscy nas zachęcają, można by w tej sytuacji wykorzystać przyjęty niedawno przez Parlament Europejski pakt migracyjny. Wprawdzie szef Volksdeutsche Partei Donald Tusk się odgraża, że go nie poprze – ale myślę, że to ze względu na wybory do europarlamentu. Jak już głosowanie się odbędzie, to Volksdeutsche Partei poprze wszystko, co będzie trzeba, bo inaczej Reichsfuhrerin, czy nowy Reichsfuhrer powie Donaldu Tusku: „Wiecie, rozumiecie, Tusk; wy lepiej poprzyjcie, co tam trzeba poprzeć, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa”.
Nie upadajmy jednak na duchu, bo wśród mnóstwa plusów ujemnych są w tym pakcie migracyjnym również plusy dodatnie, a mianowicie jeden: chodzi o to, że można będzie rozdzielać rodziny. Więc chociaż relokacja ma być przymusowa, to warto już zawczasu zastanowić się, czy by nie przyjmować samych mężczyzn, a kobiety i dzieci podrzucać komuś innemu? Takich mężczyzn pod rygorem odmowy azylu można by zwerbować jako ochotników do polskiej Legii Cudzoziemskiej, potem ich skoszarować gdzieś w zielonych garnizonach, gdzie przeszliby przeszkolenie wojskowe, a następnie – wysłać na Ukrainę. Tak naprawdę bowiem nasz nieszczęśliwy kraj stoi w obliczu takiej oto alternatywy: czy na żądanie władz ukraińskich urządzać w Polsce łapanki Ukraińców, którzy nie mają najmniejszej ochoty wyjeżdżać na wojnę, czy też – żeby zawczasu wyjść naprzeciw konieczności wzięcia bezpośredniego udziału w wojnie na Ukrainie – posłużyć się w tym celu migrantami, których podczas szkolenia mogliby pilnować właśnie pozostający w Polsce Ukraińcy – oczywiście po przeszkoleniu w obozie w Trawnikach koło Lublina i pod nadzorem naszej niezwyciężonej armii.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Legia jest dobra na wszystko! pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More