Lata mojej pracy w Moskwie przypadły na swego rodzaju szczyt putinizmu. Moskwa niczym Nowy Jork nigdy nie spała, za to cały czas się bawiła. Ulice były pełne luksusowych samochodów. Tylko gdzieś w tle, gdzieś w cieniu, czaiło się coś złowrogiego. Czasami — jak w czasie wojny w Gruzji — to coś wychodziło na powierzchnię po to, by się następnie szybko schować, choć w tle cały czas pozostawało — pisze dziennikarz Onetu Witold Jurasz w swojej książce “Demony Rosji”.