PGE zakotwicza się na Bałtyku

Europejski Bank Inwestycyjny wydał wstępną decyzję kredytową dla projektu MFW Baltica – joint-venture inwestującego w morskie farmy wiatrowe. PGE oraz duński Ørsted mają w nim po 50 proc. udziałów. Łączny pakiet finansowania wynosi 1,4 mld euro.

Przedsięwzięcie o łącznej mocy ok. 2,5 GW składa się z dwóch etapów – Baltica 2 o mocy ok. 1,5 GW, którego oddanie do użytku planowane jest na rok 2027 oraz Baltica 3 o mocy ok. 1 GW, który ma być gotowy do końca bieżącej dekady.

– To znaczący krok na drodze do zapewnienia optymalnej struktury finansowania, która umożliwi wybudowanie pierwszych morskich farm wiatrowych PGE na Morzu Bałtyckim – podała spółka.

Dodała, że dla każdego z etapów MFW Baltica przewidziano po jednej transzy do uruchomienia w formule project finance w wysokości 350 mln euro, a także po jednej transzy do uruchomienia w oparciu o gwarancje instytucji finansowych, banków lub agencji kredytów eksportowych.

Zobacz też: Polski łańcuch dostaw dla morskich wiatraków zrywa się na plaży

Ponadto w minionym tygodniu PGE otrzymała też ostateczne decyzje od Ministerstwa Infrastruktury o przyznaniu pozwoleń dla pięciu nowych obszarów na Bałtyku. Łączny potencjał tych lokalizacji to ponad 3,9 GW, a mniejszościowe udziały w dwóch projektach o mocy kolejno 990 MW oraz 555 MW mają odpowiednio Tauron (44,96 proc.) oraz Enea (33,81 proc.).

– Grupa PGE jest niekwestionowanym liderem morskiej energetyki wiatrowej w Polsce. Realizujemy największe pod względem mocy wytwórczych inwestycje OZE na Bałtyku – obwieścił triumfalnie Wojciech Dąbrowski, prezes PGE.

– Realizacja planów i zagospodarowanie nowych obszarów w kolejnych latach spowoduje, że nie tylko osiągniemy, ale wręcz przekroczymy nasz strategiczny cel 6,5 GW mocy ze źródeł offshore zakładany na 2040 r. – podkreślił.

Zobacz również: Orlen i PGE nie zbudują sami 9 GW na morzu. Kogo i kiedy wybiorą na partnerów?

Morska faza Baltic Power tuż-tuż

Zarząd Orlenu, a następnie rada nadzorcza koncernu, podjęły uchwały w sprawie “warunkowej decyzji inwestycyjnej w zakresie uruchomienia fazy budowy projektu Morskiej Farmy Wiatrowej zlokalizowanej w Polskiej Wyłącznej Strefie Ekonomicznej na Morzu Bałtyckim o maksymalnej mocy do 1200 MW”.

Chodzi oczywiście o projekt Baltic Power, który Orlen realizuje we współpracy z kanadyjskim Northland Power. Polska grupa ma w tym przedsięwzięciu większościowy pakiet 51 proc. udziałów.

– Całkowity budżet projektu szacowany jest na około 4,73 mld euro i zawiera wydatki inwestycyjne z ubezpieczeniem (w kwocie ok. 4,05 mld euro), a także koszty finansowania i rezerwę dodatkową. Rozpoczęcie budowy morskiej farmy wiatrowej planowane jest w 2023 r., a oddanie inwestycji do użytkowania planowane jest na 2026 r – podał Orlen.

Dodał, że decyzja inwestycyjna wejdzie ostatecznie w życie po spełnieniu się odpowiednich warunków, w tym m.in. sfinalizowaniu procesu pozyskania finansowania projektu oraz skompletowaniu wymaganych pozwoleń budowlanych.

Jednocześnie Vestas poinformował, że zawarł warunkową umowę na dostawę turbin wiatrowych dla Baltic Power. Wcześniej, we wrześniu 2022 r., informowano, że duński koncern jest preferowanym dostawcą 76 turbin V236-15 o mocy 15 MW każda.

Zobacz więcej: Baltic Power wybiera największe turbiny wiatrowe offshore od Vestas

Małe reaktory we Włocławku i Ostrołęce

Jądrowe joint venture Orlenu oraz chemicznego Synthosu z grupy Michała Sołowowa złożyło kolejne dwa wnioski do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o wydanie decyzji środowiskowej dla małych modułowych reaktorów jądrowych (SMR).

Dotyczą one lokalizacji we Włocławku, gdzie znajdują się należące do Orlenu zakłady chemiczne Anwil, oraz Ostrołęki, gdzie z kolei narodowy multienergetyczny koncern m.in. inwestuje – poprzez zależną Energę – w nową elektrownię gazową.

Wcześniej, pod koniec kwietnia, Orlen Synthos Green Energy złożył do GDOŚ wniosek o decyzję środowiskową lokalizacji w Stawach Monowskich koło Oświęcimia, gdzie znajduje się kompleks chemiczny Synthosu. Ponadto OSGE informowało też o planach inwestycji w takich lokalizacjach jak Dąbrowa Górnicza, Kraków (Nowa Huta), Specjalna Strefy Ekonomiczna Tarnobrzeg (Stalowa Wola) oraz okolice Warszawy.

OSGE ma wyłączność na wykorzystanie w Polsce technologii BWRX-300 amerykańskiego GE Hitachi Nuclear Energy. Pierwszy obiekt tego typu ma powstać w Darlington w Kanadzie, a drugi – według planów do 2030 r. – ma zostać wybudowany w Polsce.

Zobacz też: Ruszyła pierwsza po latach amerykańska elektrownia atomowa

NABE ściga się z kalendarzem wyborczym

– Utworzenie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego wchodzi na ostatnią prostą – oznajmił Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych. Rychłe powstanie NABE, sztandarowego projektu swojego resortu, zapowiada on od blisko dwóch lat, ale w ostatnich tygodniach przedwyborcze przyspieszenie jest faktycznie widoczne.

Zobacz też: Stare elektrownie tracą czas, bo spółki czekają na NABE

W lipcu PGE, Tauron, Enea i Energa otrzymały od Ministerstwa Aktywów Państwowych „propozycję” kupna aktywów węglowych, które mają wejść w skład NABE. Chodzi o spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna (Bełchatów, Opole, Dolna Odra i Turów, a także kopalnie węgla brunatnego Turów i Bełchatów), Tauron Wytwarzanie (m.in. Jaworzno, Siersza, Łaziska, Łagisza), dwie spółki Enei – Enea Wytwarzanie (Kozienice) i Enea Elektrownia Połaniec, a także Energa Elektrownie Ostrołęka.

Zobacz więcej: Skarb wycenił NABE. Czy przed wyborami dojdzie do transakcji?

Natomiast w ostatnich dniach przedstawiciele spółek energetycznych podpisali w MAP dokumenty określające kluczowe warunki zbycia na rzecz Skarbu Państwa aktywów węglowych, które wejdą do NABE. Z kolei na rozpoczynającym się 16 sierpnia posiedzeniu Sejmu będą kontynuowane prace nad projektem ustawy o zasadach udzielania przez Skarb Państwa gwarancji za zobowiązania NABE.

Według założeń bez węglowego balastu państwowym spółkom energetycznym ma być łatwiej pozyskiwać finansowanie na inwestycje związane z transformacją energetyczną. Z kolei w rękach państwowej agencji węglowe bloki energetyczne mają być utrzymywane w dyspozycji i stopniowo odstawiane, gdy ich miejsce w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym zajmą inne stabilne źródła wytwarzania.

Elektrownie tworzące NABE mają mieć w sumie ponad 50 proc. krajowej produkcji i hurtowej sprzedaży energii elektrycznej, co budzi oczywiście obawy o potencjalny wpływ tego tworu na rynek. MAP jednak takiego ryzyka nie widzi, a poza tym zapewnia, że “pozostaje w dialogu z Komisją Europejską” i przekonuje ją o “rynkowym charakterze” procesu powstawania NABE.

Zobacz więcej: Powstaje quasi-monopolista na krajowym rynku energii

Polska szarża na Fit for 55

Polska zaskarżyła do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej kolejne dwa unijne akty prawne związane z pakietem Fit for 55. Pierwszy to rozporządzenie ustanawiające mechanizm dostosowywania cen na granicach z uwzględnieniem emisji CO2 (Carbon Border Adjustment Mechanism – CBAM).

Ma on mieć zastosowanie do towarów (cement, żelazo, stal, aluminium, nawozy, energia elektryczna i wodór) importowanych na obszar celny Unii z państw trzecich. Zdaniem polskiego rządu rozporządzenie ma niewłaściwą podstawę prawną z uwagi na zastąpienie zasady jednomyślności zasadą większości.

Zła podstawa prawna i naruszenie zasad solidarności energetycznej to natomiast powody zaskarżenia dyrektywy modyfikującej unijny system handlu przydziałami emisji gazów cieplarnianych oraz decyzję UE w sprawie ustanowienia i funkcjonowania rezerwy stabilności rynkowej systemu.

Rząd argumentuje, że na mocy zmienionej dyrektywy do rezerwy trafia większa ilość uprawnień do emisji – 200 mln zamiast 100 mln. Efektem jest mniejsza liczba uprawnień dostępnych na rynku, co powoduje utrzymywanie się wysokiej ceny uprawnień do emisji.

Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska, w komentarzu stwierdziła, że “Polska walczy o swoje interesy w UE”, a “unijne propozycje mogą zagrozić bezpieczeństwu energetycznemu naszego kraju”.

Wcześniej rząd złożył do TSUE skargi na cztery inne przepisy, będące częścią pakietu Fit for 55. Dotyczą one: zasad gospodarki leśnej, podwyższenia unijnego celu redukcji emisji gazów cieplarnianych, zmniejszenia liczby bezpłatnych uprawnień do emisji dostępnych na rynku, a także zakazu rejestracji nowych pojazdów spalinowych (z wyłączeniem tych napędzanych wodorem lub benzyną syntetyczną) od 2035 r.

Oczywiście ten ostatni temat jest najbardziej nośny politycznie, a jego dokładne brzmienie przekręcane tak, aby w szerokim odbiorze brzmiał jak całkowity zakaz rejestracji wszystkich pojazdów spalinowych – nie tylko tych nowych.

Jednocześnie jeden z flagowych pomysłów rządu Zjednoczonej Prawicy, czyli projekt narodowego samochodu elektrycznego Izera, rozwijany już prawie od 2016 r., ostatnio wydaje się być wstydliwie ukrywany. Tak samo ze sztandarów zniknęły zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego dotyczące celu 1 mln aut elektrycznych do 2025 r.

Zobacz również: „Zakaz rejestracji aut spalinowych w 2035″? UE przyjęła inne przepisy

Rząd przyjął program dla energochłonnych

Rząd przyjął program pn. “Pomoc dla przemysłu energochłonnego związana z cenami gazu ziemnego i energii elektrycznej w 2023 r.” o wartości 5,5 mld zł. W porównaniu do poprzedniej edycji, w której wykorzystano mniej niż połowę z 5 mld zł dostępnych środków, tym razem będzie mogło z niego skorzystać znacznie szersze grono podmiotów.

Zobacz też: Są wielcy wygrani, ale też przegrani rządowego programu dla energochłonnych

Wcześniej dotyczył on przedsiębiorstw, które w okresie referencyjnym i kwalifikowanym co najmniej 50 proc. przychodu lub wartości produkcji uzyskiwały z działalności, które znalazły się na liście 54 kodów PKD oraz 13 kodów PRODCOM.

Natomiast nowy program bazuje na zaktualizowanych w marcu unijnych „Tymczasowych kryzysowych i przejściowych ramach środków pomocy państwa w celu wsparcia gospodarki po agresji Rosji wobec Ukrainy”.

Dzięki temu uprawnione do wsparcia będą te firmy, które w ostatnim zamkniętym roku obrotowym osiągnęły łącznie co najmniej 50 proc. wartości produkcji sprzedanej w jednej lub wielu podklasach PKD, zawierających się w sekcji B (górnictwo i wydobywanie) lub C (przetwórstwo przemysłowe).

Odpowiedzialne za jego przygotowanie Ministerstwo Rozwoju i Technologii szacuje, że uprawnionych do skorzystania z programu jest ok. 3 tys. firm. Kwota pomocy podstawowej nie będzie mogła przekroczyć limitu 50 proc. kosztów kwalifikowanych (do 4 mln euro), a pomocy zwiększonej 80 proc. kosztów kwalifikowanych (do 40 mln euro).

Pomoc podstawowa będzie wypłacana w dwóch turach – za pierwsze i za drugie półrocze 2023 r. w formie refundacji, zaś pomoc zwiększona w formie zaliczki za cały 2023 r. Wypłata środków nastąpi w ciągu dwóch miesięcy od rozpoczęcia naboru, który przeprowadzi operator programu, czyli Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Resort rozwoju informuje, że start naboru jest planowany w sierpniu i będzie trwał przez dwa tygodnie. Nie wiadomo jednak, kiedy może to dokładnie nastąpić, gdyż wciąż nie został spełniony kluczowy warunek uruchomienia programu – uzyskanie notyfikacji Komisji Europejskiej.

Zobacz więcej: Miliardy dla przemysłu klepnięte, a nowe zagrożenie tuż-tuż

Będzie kasa dla klastrów i spółdzielni?

W minionym tygodniu resort rozwoju zatwierdził również regulamin wartej 435 mln zł “Inwestycji B2.2.2 Instalacje OZE”, w ramach której ma zostać rozdzielone wsparcie dla 139 projektów klastrów energii, spółdzielni energetycznych i samorządów.

Nabór rozpocznie się 12 września i będzie prowadzony w trybie ciągłym, do osiągnięcia zakładanej liczby projektów. Pierwszy etap zakłada opracowanie ogólnej koncepcji rozwoju, w drugim następuje między innymi realizacja dokumentacji inwestycyjnej w zakresie inwestycji wskazanych w koncepcji.

Maksymalne kwoty wsparcia wynoszą: dla klastrów energii – 1,55 mln zł, dla spółdzielni energetycznych – 400 tys. zł, samorządów – 1,4 mln zł. Maksymalny poziom wsparcia to 95 proc. wartości projektów. Dla 10 najbardziej zaawansowanych projektów społeczności energetycznych przewidziane jest dofinansowanie dla demonstracyjnych instalacji OZE.

Jednocześnie kluczowe jest to, że całe przedsięwzięcie ma być finansowane z Krajowego Planu Odbudowy, z którego środki dla Polski wciąż nie są dostępne z powodu sporu pomiędzy polskim rządem a Komisją Europejską w temacie zmian w sądownictwie.

Niezależnie od tej kwestii resort rozwoju zgłosił “Inwestycję B2.2.2” do KE w celu zwiększenia alokacji w ramach planu REPowerEU. Ma to pozwolić na podniesie budżetu z 435 mln zł do 851 mln zł, co przełoży się rozszerzenie puli projektów ze 139 do 200 we wsparciu przedinwestycyjnym oraz z 10 do 20 we wsparciu inwestycyjnym. Ministerstwo oczekuje, że decyzje w tej sprawie KE podejmie do końca tego roku.

Zobacz także: Będzie więcej OZE bez kosztownych inwestycji w sieci

Read More WysokieNapiecie.pl 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *