Niełatwo oprzeć się wrażeniu, że na terytorium państw członkowskich Unii Europejskiej od dobrych kilku lat odbywa się swoista zielona rewolucja. Nacisk regulacyjny kładziony na prośrodowiskowe rozwiązania w rolnictwie – i przecież nie tylko na tym polu – jest nieporównywalny z jakimkolwiek okresem w rozwoju Wspólnoty. Najważniejszym legislacyjnym narzędziem do wdrażania ekorozwiązań pozostaje strategia „Od Pola do stołu” i jeden z jej wymogów zakładający wzrost udziału areału upraw ekologicznych do poziomu 25 proc. ogółu powierzchni użytków rolnych w Unii. Strategia zakłada także znaczące ograniczenie możliwości stosowania nawozów i środków ochrony roślin i rozwój akwakultury ekologicznej.

Bolesny spadek

Plan to niezwykle ambitny i – nie ma co się czarować – dla wielu państw członkowskich absolutnie poza zasięgiem tym bardziej, że do osiągnięcia celu (zgodnie z założeniami) pozostało niespełna siedem lat.

Polska, mimo początkowych nacisków, w Planie Strategicznym dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023–2027 ustaliła cel krajowy na poziomie 7 proc. udziału areału upraw ekologicznych. Przekłada się to na około 1 mln ha, z których 350 tys. ma funkcjonować bez wsparcia – takowe przewidziano bowiem dla puli 650 tys. ha.

Według stanu na grudzień 2022 r. na terytorium Polski funkcjonowało 21 208 gospodarstw ekologicznych. To znaczący skok, ponieważ w odstępie dwóch dekad liczba takich gospodarstw zwiększyła się niemal dziesięciokrotnie. W praktyce jednak okres pomiędzy rokiem 2013 a 2019 cechował się spadkiem liczby ekologicznych gospodarstw, a w ostatnich latach zauważalny wzrost odnotowany został dopiero w 2020 r. Dzisiejsza powierzchnia w systemie rolnictwa ekologicznego odpowiada strukturze z końca pierwszej dekady XXI w., a ostatni rok przyniósł spadek powierzchni tego typu upraw o 4 tys. ha. Spadek jest bolesny, bo aby osiągnąć zakładany cel areał upraw ekologicznych powinien rosnąć średniorocznie o 56 tys. ha.

Tak też dziś odsetek gospodarstw rolnictwa ekologicznego w Polsce wynosi 3,7 proc. Dążymy zatem do podwojenia. Zakładając, hipotetycznie, że Polska zobowiązałaby się do wypełnienia unijnego celu 25 proc., oznaczałoby to wzrost powierzchni upraw ekologicznych o… 650 proc.

Mylny obraz hodowli

Niepokojącym trendem jest znaczący spadek udziału roślin paszowych i trwałych użytków zielonych w strukturze upraw ekologicznych. Wiąże się to z problemami sektora hodowlanego utrzymującego zwierzęta w najbardziej – zgodnie z unijnymi wytycznymi – ekologicznych systemach. Samo używanie terminu „hodowla ekologiczna” daje także mylny obraz relatywnie równomiernego rozkładu typów hodowli zwierzęcej. Tymczasem aż 93 proc. zwierząt utrzymywanych w polskich gospodarstwach w systemach ekologicznych to drób.

Rolnictwu ekologicznemu nie pomaga też wzrost liczby przetwórni odbierających surowce eko, ponieważ korzystają one głównie z towarów pochodzących z importu, który jeszcze w 2014 r. wynosił 4,5 mln ton, a pięć lat później już 14,5 mln ton. Aby osiągnąć odpowiedni efekt skali, do inwestycji w zielone rolnictwo nakłonić będzie trzeba najważniejszych graczy na rynku. Tymczasem, jak donosiła w swoim raporcie z 2019 r. Najwyższa Izba Kontroli, aż jedno na cztery gospodarstwa prowadzące produkcję ekologiczną gospodarowało na areale między 5 a 10 ha. Warto także odnotować, że w latach 2012-2019, kiedy w krajach zachodniej części Unii Europejskiej powierzchnia upraw ekologicznych zwiększyła się o jedną czwartą, w Polsce zmniejszyła się ona o podobną wartość.

Polska (bazując na danych zawartych w raporcie „Żywność ekologiczna w Polsce 2021”) zajmuje 9. miejsce w Unii Europejskiej pod względem areału upraw ekologicznych oraz 7., gdy pod uwagę weźmiemy liczbę gospodarstw i przetwórni ekologicznych.

Światowe dysproporcje

Trudno dziś także potwierdzić od dawna lansowaną tezę, jakoby globalny rynek produkcji rolnej jednoznacznie zmierzał w stronę ustawicznego zwiększania powierzchni ekologicznych użytków rolnych. W 2021 r. aż 67 proc. takich gruntów na świecie znajdowało się w Unii Europejskiej i w Australii. W tym samym roku zaledwie 1,6 proc. użytków rolnych na świecie utrzymywanych było w systemach rolnictwa ekologicznego. Dla zobrazowania dysproporcji warto posłużyć się konkretnymi przykładami: w USA, Indonezji, Indiach, Urugwaju czy Chinach powierzchnia ekologicznych użytków rolnych wahała się w 2021 r. w granicach 2,33-2,75 mln ha, w tym samym czasie w Australii było to 35,69 mln ha, a w UE – 15,65 mln ha.

W 2021 r. globalny rynek produktów ekologicznych wart był, według szacunków, 124,8 mld euro. Daje to średnie wydatki na produkty ekologiczne w granicach 15,7 euro. Liderami w wartości konsumpcji na tym rynku od lat pozostają: Szwajcaria – 425 euro rocznie na osobę, Dania – 384 euro i Luksemburg – 313 euro.

W Polsce (dane z 2019 r.) wydawaliśmy na żywność ekologiczną 6 euro per capita rocznie. To niewiele, bo zaledwie około jednej dziesiątej unijnej średniej. Trudno spodziewać się, że nagle – nawet w kilkuletniej perspektywie – Polacy zaczną szturmować sklepy z tak zwaną zdrową żywnością. Prognozowany jest wprawdzie dynamiczny rozrost rynku produktów ekologicznych, ale jego oddziaływanie ograniczać ma się przede wszystkim do największych ośrodków miejskich. Polska mimo zajmowania stosunkowo wysokiej pozycji na liście wolumenu produkcji żywności bio w Unii Europejskiej, zajmuje dopiero 14. pozycję pod względem wartości sprzedaży tego typu produktów.

Ożywienie popytu

Jeżeli polityka usilnie stawiać będzie na legislacyjne stymulowanie rynku żywności bio, trzeba będzie pomyśleć o programach, które przy stosunkowo niskich kosztach pozwolą na realne ożywienie popytu. W Europie Zachodniej pewien sukces odniosły programy zielonych zamówień publicznych i programy dla szkół. Szczególnie drugi z elementów pozwolił, maksymalnie skracając łańcuch dostaw żywności, zagospodarować wysokiej jakości produkty ekologiczne przez placówki oświatowe.

Jeżeli rynek produktów ekologicznych w Polsce ma odegrać w przyszłości znacznie większą rolę niż dziś, musi stać się wiele. Podstawowym elementem dla rozwoju tego rynku musi być wzrost zamożności Polaków, którzy skłonni byliby wydawać większe sumy na produkty spożywcze, które – co nie jest tajemnicą – są zauważalnie droższe. Wydatki na żywność bio w Polsce i krajach Europy Zachodniej dzieli nawet kilkudziesięciokrotna różnica. W ustabilizowaniu sytuacji finansowej z całą pewnością nie pomagają, wciąż ciągnące się za nami, następstwa ekonomiczne pandemii koronawirusa oraz trwająca na Ukrainie wojna, której pokłosiem są zawirowania cenowe na rynkach energii i gazu, a te odbijają się na cenach produktów spożywczych.

Wyzwania polityczne

Stoimy dziś wobec sytuacji, w której konsumenci teoretycznie mogą rezygnować z wyboru produktów wyższej jakości, a za takie uważane są towary sygnowane ekologicznymi certyfikatami. Jeśli polski rynek produktów bio nie zmieni swojej struktury, najmniejsi producenci wciąż będą mieli możliwość sprzedaży swoich produktów wyłącznie na rynku lokalnym. Marzenia o eksporcie z mniejszych gospodarstw odłożyć trzeba będzie na czas, w którym polska wieś dojrzeje do decyzji o konsolidacji swoich interesów w ramach struktur spółdzielczych czy grup producenckich.

Niemałą przeszkodą jest dziś także sytuacja polityczna, która każe myśleć przede wszystkim o konieczności zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego Wspólnoty, a o takowe – szczególnie z polskiej perspektywy – zadbać potrafi dziś wyłącznie grono największych dostawców żywności.

 

Artykuł Jak ma się w Polsce rolnictwo ekologiczne? pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.

​Forum Polskiej Gospodarki Read More 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *