Ja osobiście nigdy z historią nie miałem żadnych problemów, a wręcz przeciwnie, od czasów szkolnych uwielbiałem ten przedmiot, zanurzając się nawet w wolnym czasie w oddanym mi do dyspozycji jeziorze wiedzy. Czyniąc retrospekcję do czasów szkolnych, uświadamiam sobie, jak niewielu moich kolegów podzielało mój entuzjazm w przyswajaniu sobie wiedzy historycznej. Wręcz przeciwnie – dominował pogląd, że historia nikomu do szczęścia potrzebna nie jest, nawet w tej elementarnej odsłonie, a w życiu może się przydać inna wiedza i bardziej niezbędne w dzisiejszym świecie umiejętności. Nawet jeśli historię sobie przyswajano, to bardziej w odsłonie ciekawostek, rzeczy banalnych, śmiesznych albo po prostu z konieczności posiadania jakiegoś elementarnego pojęcia o genezie pewnych zjawisk, które dziś występują.

Pogląd ten jest oczywiście błędny. Będąc już dorosłymi ci sami historiosceptycy przyznają, że ów przedmiot do czegoś się tam przydaje, chociaż pewnie sami do końca nie wiedzą do czego. Historia, a w zasadzie okoliczności znane z przeszłości i wyciągane na ich podstawie wnioski, pozwalają uczyć się podejmowania właściwych decyzji na zasadzie analogii. To właśnie historia przez wieki była głównym materiałem dla rozważań niemal każdego filozofa, prawnika i ekonomisty. Właśnie na materiale historycznym i komparatystyce wydarzeń jemu współczesnych budował swoje wnioski Nicolo Machiavelli, tworząc swoje dwa wielkie dzieła: o naturze człowieka, czyli „Il principe” i o naturze ustrojów, czyli „Discorsi”.

Nie tak trudno zauważyć samemu pewne analogie historyczne. By daleko nie szukać, weźmy przykład z czasów Cycerona, z dziejów upadku Republiki Rzymskiej.

15 marca 44 r p.n.e., środek miesiąca, który do historii przeszedł pod nazwą „idy marcowe”, to apogeum konfliktu dwóch opcji politycznych, jednej wodzowskiej, której udało się zdobyć władzę w dużej mierze na niezadowoleniu społecznym, i powoli drenującej państwowe zasoby dzięki instytucji półrocznego dyktatora, przedłużanej w nieskończoność w zasadzie „bez żadnego trybu”, oraz drugiej, tęskniącej za tłustymi latami sprawowania rządów, od których krwawo została odsunięta, i z utęsknieniem wspominającej czasy gdy to jej przedstawiciele drenowali państwo z jego wszelkich zasobów.

Jak pokazał rozwój wypadków, ta druga opcja nie posiada niemal żadnego planu politycznego poza jednym hasłem: „zabić tyrana”. Oj, jak dobrze znany jest nam ten modus operandi, bezmyślne paplanie głupot i zdziwienie, że wyborca tego wątpliwej jakości pasztetu nie chce konsumować, a wręcz przeciwnie – widzi jedynie determinację powrotu do dawnych przywilejów tych, którzy będąc u władzy, swoje już pokazali. Z drugiej strony dla potomka Lucjusza z Juniuszów zwanego Brutusem samo zabicie tyrana, ba! jeszcze gorzej – „króla”, bo tak zwano Cezara, było niczym obrona konstytucji – wszak Rzym to uświęcona republika. Co zaś do paplania głupot (Brutus z łac. znaczy głupiec), jak wskazuje przykład pierwszego konsula, ta taktyka czasami pozwala nawet uratować życie. Szkoda tylko, że lud tego nie rozumiał.

Pierwsza bowiem opcja, ta wodzowska, reprezentuje lud pracujący miast i wsi. Ma swój początek w stronnictwie popularów, takich pobożnych socjalistów. Pobożnych, bo prezes tego stronnictwa czczony jest niczym Herakles, człowiek z boskim pierwiastkiem, gdyż ród Juliuszy wywodził swe korzenie od Julusa, syna Eneasza, wnuka pełnoprawnej bogini – Wenus.

Wracając do socjalizmu, jak pisał wybitny znawca historii Rzymu, śp. prof. Aleksander Krawczuk w książce pt. „Cesarz August”: Lud rzymski myślał inaczej. Cezar dawał ubogim pracę i wojaczkę, bezrolnym ziemię, wszystkim igrzyska. Prowadził zwycięskie kampanie. Olśniewał wspaniałymi planami. Prócz tego, jak większość mężczyzn miewał miłostki, bywał zadłużony, martwił się postępami łysiny – i śmiał się z licznych dowcipów, które na te tematy krążyły.

Innymi słowy, rządy Cezara były pełne programów socjalnych, wielkich planów industrialnych, budowania potęgi państwa, reform ustrojowych (jedna, ta o dożywotnim dyktatorze, to go nawet zabiła) i ciągłej propagandy zwycięstwa. Oczywiście jak to w życiu bywa, prezes partii cezarian jest tylko człowiekiem, stąd i popełnia błędy polityczne. Tak było choćby w przypadku Lucjusza Cynny z Korneliuszy, szwagra po pierwszej żonie Cezara, znanego kryminalista politycznego, wygnanego w 78 r. p.n.e. za nieudany zamach stanu, którego nie dość, że udało się Cezarowi ułaskawić, to jeszcze przywrócić majątek i najwyższy po konsulu urząd pretora. Musiało się to odbić głębokim echem, bo jak wiemy z doświadczenia, ułaskawienia polityczne lubią opozycję doprowadzić do białej gorączki.

Podobnie, gdy popełnia się błędy, które dziś nazwalibyśmy „misiewiczowskimi”. Tak było w sprawie innego z Korneliuszy, młodego Publiusza Dolabelli. Cezar wyznaczył go konsulem na część roku, gdy on wyruszy na Wschód. Problem w tym, że Dolabella miał jedynie 25 lat i nie piastował dotychczas żadnych urzędów, a przypomnijmy, że w republice obowiązywało cursus honorum. Była to ściśle ustalona zwyczajem, mająca cechę zasady prawnej od czasu lex Villa z 180 r. p.n.e., drabina kariery politycznej precyzująca nie tylko kolejność zajmowania urzędów, ale i minimalny wiek dla ich sprawowania, a na dodatek przerwy pomiędzy kadencjami kolejno zajmowanych urzędów. I tak kwesturę mógł objąć obywatel, który ukończył 30 lat. Dla pretendentów do edylatu lub trybunatu ludowego (nieobowiązkowych) ustalono granicę 36 lat. Kolejnym szczeblem było stanowisko pretora w wieku co najmniej 39 lat i dopiero później korona wszystkich urzędów – konsulat.

Te wspaniałe rządy miały swoją cenę. Fakt, że ludzie ówcześni mieli zdecydowanie mniejsze potrzeby i dla zapewnienia jakiej takiej przychylności wystarczyło rozdać za darmo trochę zboża. W przeciwieństwie do dzisiejszych czasów republika rzymska, dzięki pracy wielu pokoleń dobrze rządzących nią mężów stanu, mogła sobie pozwolić na niemal darmowy surowiec z Egiptu. Jednak problemy były podobne do dzisiejszych. Psuła się moneta, trzeba było pożyczać pieniądze u prywaciarzy. Przykładowo – by zrealizować testament swojego przyspasabiającego (choćby po to, by zyskać nazwisko, udział w majątku oraz klienteli), który postanowił zafundować każdemu obywatelowi program 300+ sestercji z okazji swojej śmierci, Gajusz Oktawian Cezar z Juliuszy musiał pożyczyć u lichwiarzy astronomiczną sumę 150 milionów srebrnych monet. Ale i bilansowe plusy się zdarzały, których brak jest w dzisiejszym miłującym pokój świecie, a mianowicie można było bezkarnie obrabować przeciwników (zarówno tych wewnętrznych jak i przede wszystkim zewnętrznych), celem poprawienia wyniku finansowego.

Bezsprzecznie skutkiem pamiętnych Id marca 44 r. p.n.e. był upadek dotychczasowego ustroju. Samo państwo przed upadkiem uratowały dwa czynniki: jego rozmiar – bogactwo oraz wybitna osoba młodego Oktawiana. Historia uczy, że nie każde państwo ma tyle szczęścia by w obliczu zepsucia politycznego być potężnym, dostatecznie bogatym i odziedziczyć rozsądnego reformatora.

I jeszcze jedno. Idy w kalendarzu rzymskim, przedjuliańskim wypadały 15 dnia w miesiącu marcu, maju, lipcu i październiku. Jakie niespodzianki zgotują nam Idy październikowe?

Jacek Janas

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Artykuł Idy październikowe pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.

​Forum Polskiej Gospodarki Read More 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *