Szacunki mówią, że tegoroczna kampania zakończy się w Polsce zbiorami zbóż na poziomie 34 mln ton. To sporo. Dodatkowo pamiętać należy, że w magazynach wciąż zalega nawet 5 mln ton ubiegłorocznej nadwyżki. Już dziś wiadomo także, że po obsłużeniu rynku krajowego wyeksportować będzie trzeba około 10 mln ton, pochodzącego tylko z gospodarstw na terytorium RP, zboża. Do tego dodać należy – wyższe niż pierwotnie prognozowało USDA – zbiory na Ukrainie, która zebrała 21 mln ton… samej tylko pszenicy. To o niemal 4 mln ton więcej niż zakładano.

Morze Czarne wciąż pozostaje niedostępnym kanałem eksportowym, po tym jak Putin nie przedłużył obowiązywania warunków umowy zbożowej. Problematyczną kwestię stanowią także transporty Dunajem. Dojazd do portu w Kłajpedzie to przedsięwzięcie karkołomne z uwagi na leżącą pomiędzy Białoruś. Nie jest tajemnicą, że wśród ukraińskich producentów występuje silna presja na wyeksportowanie jak największych wolumenów w zasadzie dowolną opłacalną drogą. Z całą pewnością znaczna część zboża zza naszej wschodniej granicy trafi do odbiorców za pośrednictwem polskiej infrastruktury tranzytowej.

Co z zakazem importu?

Zapowiedzi strony polskiej są jasne. Niezależnie od decyzji Komisji Europejskiej Polska nie zgodzi na przywrócenie importu ukraińskiego zboża. Podobnie zachować chcą się inne kraje regionu, choć „sojusz” antyimportowy nieco się zdestabilizował z uwagi na wątpliwości Bułgarów. Poza tym pojawiać zaczęły się tarcia dotyczące ewentualnego rozszerzenia zakazu o nowe produkty – Polska chciałaby zakazu importu malin, a Bułgaria mleka w proszku, przy jednoczesnym otwarciu drogi dla nasion słonecznika. Jak dotąd zamknięcie naszych granic przyniosło więcej szkody niż pożytku, a szereg działań poczytywać można jako elementy politycznej przedwyborczej gry. Szkoda. Przyjrzeć należy się jednak szczególnie temu, co zarówno dla Polaków jak i Ukraińców może w tym przypadku okazać się intratnym biznesem z jakkolwiek jasną przyszłością – mowa tu o tranzycie towarów.

Tranzyt, czyli przyszłość

Jedno jest pewne – z każdym kolejnym dniem zbliżania się Ukrainy do Unii Europejskiej, niezależnie od potencjalnego sformalizowania tej współpracy, na znaczeniu zyskuje potrzeba poradzenia sobie z trudnościami występującymi na rynku transportowym. Niezależnie od tego, jakie stosunki Ukraina będzie mieć w kolejnych latach z Białorusią i tego, czy odblokowane zostaną szlaki czarnomorskie, Polska ma ogromną szansę na zagospodarowanie obsługi lwiej części tranzytu ukraińskiego zboża. Ba, mamy wszystko, aby stać się logistycznym hubem dla żywności nie tylko z Polski i Ukrainy, ale także innych państw regionu lub ich części.

Już dziś dysponujemy sprawnym zapleczem portowym. Sam tylko port w Gdańsku dysponuje zapleczem umożliwiającym przeładunek 300 tys. ton ziarna miesięcznie i magazynowanie 126 tys. ton zboża. Dziś jest on w stanie obsłużyć 730 ciężarówek czy 80 wagonów na dobę, ale plany rozwoju tej infrastruktury już są. Operatorzy chcą zwiększyć zdolności przeładunkowe do 485 tys. ton miesięcznie oraz dołożyć powierzchnię magazynową, która pomieści dodatkowe 65 tys. ton zboża. Powstać mają też nowe inwestycje kolejowe, magazyny stałe czy namiotowe. Sam port podkreśla też, że jest otwarty na nowych inwestorów w sektorze agro (może to wreszcie jest szansa na powstanie AgroPortu?). Ale to „tylko” port.

Infrastrukturę portową w Polsce naturalnie należy rozbudowywać, jednak pozostanie ona niewykorzystana, jeśli nie rozpoczną się działania względem zwiększenia przepustowości granic, ale także modernizacji i rozbudowy połączeń kolejowych i drogowych czy budowy obiektów przeładunkowych i przechowalniczych. Zakładając powodzenie tych inicjatyw, Polska może stać się nie tylko krajem tranzytowym, ale także traderem ukraińskiego zboża, zwielokrotniając przychody oraz – jednocześnie – pomagając ukraińskim firmom.

Problemy jak bumerang

Inwestycje w infrastrukturę tranzytową powinny być współfinansowane przez instytucje unijne. Same firmy natomiast najbliższy czas poświęcić powinny na poszukiwanie długoterminowych relacji biznesowych – bez takiego zaangażowania biznesu (choć zainteresowanie jest) nie ma mowy o powodzeniu realizacji kreślonego scenariusza.

Ukraina będzie wykorzystywać polską infrastrukturę tranzytową – to pewne. Tym bardziej, że Unia Europejska chce dopłacać do ukraińskiego zboża, które opuszczać będzie terytorium Wspólnoty.

Racjonalne ułożenie relacji z Ukrainą na rynku zbóż jest konieczne, ponieważ do producentów jak bumerang wracają wciąż te same problemy. Dziś rolnicy ponownie wstrzymują się ze sprzedażą ziarna. Zostanie ono zmagazynowane w oczekiwaniu na korzystniejszą koniunkturę. Przetwórcy i wytwórnie pasz, bazując na poczynionych zapasach, kupują zboże lokalnie albo wcale. W tym przypadku sytuacja zmieni się zapewne po tym, jak na dobre rozpoczną się zbiory kukurydzy. Także młyny zaopatrują się dziś raczej u lokalnych dostawców. Problematyczna, z uwagi na ceny, jest także sprzedaż ziarna na eksport.

Jedno jest pewne – rynek także w tym roku będzie napięty jak struna. Pytanie, czy resort rolnictwa w kooperacji z innymi ministerstwami i podległymi im przedsiębiorstwami będą potrafili wkomponować tę strunę w dobrze zestrojoną orkiestrę.

 

Artykuł Zbożowe demony powrócą? pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.

​Forum Polskiej Gospodarki Read More 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *