Należę do przeciwników ograniczenia handlu w niedziele (świadomie unikam sformułowania zakaz, gdyż handel całkowicie w niedziele zakazany nie jest), mimo iż dostrzegam pewne zalety zarówno społeczne (możliwość spędzenia czasu z rodziną przez pracownika handlu), jak i gospodarcze (rozwój branż usługowych, funkcjonujących w niedziele) jego istnienia. Uznaję jednak zasadę, że państwo nie jest od nakazywania obywatelowi, jak ma spędzać poszczególne dni, także te świąteczne. Ponadto, ograniczenie potrafi czasem uprzykrzyć życie konsumentowi. Kupno jakiegoś brakującego produkty spożywczego nie stanowi problemu, ale już awaryjny zakup odzieży czy sprzętu elektronicznego nie jest możliwy. Nie przemawia do mnie argument, że większość branż nie pracuje w niedziele, więc i handel może. Handel ma bowiem taką specyfikę, że korzystają z niego przede wszystkim pracujący w dni powszednie, więc musi być on otwarty także w czasie wolnym dla większości kupujących.

Od kiedy przepisy zaczęły obowiązywać, krytykowała je Koalicja Obywatelska. Teraz do krytyków dołączyła Trzecia Droga, choć PSL (Polski 2050 jeszcze wtedy nie było) w 2018 r. w większości wstrzymał się od głosu, gdy ustawa obywatelska „Solidarności” procedowana była w Sejmie. Postawa taka nie dziwi, gdyż badania opinii publicznej pokazują, że zwolennicy zniesienia ograniczeń w niewielkim stopniu przeważają, a głównymi zwolennikami regulacji są wyborcy PiS. Ci wolący opozycje, zwłaszcza młodzi, opowiadają się za swobodą niedzielnego handlu. Oliwy do ognia dodają jeszcze związkowcy, którzy co jakiś czas domagają się kolejnych uszczelnień ustawy i zwiększenia działań kontrolnych Państwowych Inspekcji Pracy.

NSZZ Solidarność w tej sprawie popełnia grzech nadgorliwości. Kolejne zaostrzenie przepisów spowoduje bowiem jedynie wzrost ludzi niezadowolonych obowiązującym stanem prawnym, co zwiększy szanse na sukces sceptyków. W dodatku trudno uznawać NSZZ Solidarność za rzeczywistego reprezentanta pracowników handlu, kiedy to uzwiązkowienie w handlu należy do najniższych (6 proc. zgodnie z badaniem CBOS z 2019 r.) a inne związki zawodowe nie mają w sprawie „wolnych niedziel” tak jednoznacznie nieprzejednanego stanowiska. Zwłaszcza, że cześć pracowników handlu, np. dorabiający studenci, na zmianach prawnych straciła.

To, że temat handlu w niedziele wróci na agendę prac parlamentu, jest niemal pewne, zwłaszcza przy ewentualnych zmianach w konfiguracji sejmowej po wyborach. Dlatego nie dziwi się, że partie opozycyjne szukają rozwiązań. KO postuluje otwarcie wszystkich niedziel w miesiącu, a zarazem prawo pracowników do dwóch niedziel w miesiącu wolnych oraz obowiązek zapłaty podwójnego wynagrodzenia za dzień wolny. Trzecia Droga przedstawia analogiczne postulaty, z tą różnicą, że chciałaby „uwolnić” jedynie dwie niedziele w miesiącu. Dodatkowa wypłata nie jest jednak pomysłem wyjątkowo szczęśliwym.

Dodatkowe wynagrodzenie za pracę w dni świąteczne ma sens, gdy jest czymś wyjątkowym lub dotyczy niewielu pracowników. W handlu, przy pracującej niedzieli, liczba pracowników będzie równa lub niemal równa ich liczbie w dzień powszedni. W dodatku nie zawsze pracodawca będzie w stanie „przydzielić” wszystkich pracowników na równą liczbę niedziel, więc część pracowników może czuć się rozczarowana tym, że na skutek decyzji pracodawców o nieobsadzaniu jej na dzień świąteczny dostanie niższą pensję.

Przede wszystkim jednak dodatkowe wynagrodzenie za pracę w niedziele oznaczać będzie wzrost kosztów, możliwe że nieproporcjonalnych do przychodów osiągniętych z handlu w niedziele, szczególnie w mniejszych sklepach. Ponad połowa sklepów w Polsce działa na zasadzie franczyzy. Duzi franczyzodawcy będą nakazywać swoim franczyzobiorcom otwierać sklepy w niedziele w jak najszerszym zakresie godzin, by konkurować z większymi sieciami. Dotychczas właściciel mniejszego sklepu franczyzowego w niedziele mógł na kilka godzin stanąć za ladą i nie mając marketowej konkurencji, osiągnąć sensowny zysk. W przypadku proponowanej zmiany obroty z uwagi na konkurencje mu spadną, a jednocześnie wzrosną koszty pracownicze, gdyż jego niedzielna praca będzie konieczna do otwarcia sklepu w wymiarze wskazanym przez franczyzodawcę. Może to jeszcze bardziej przyspieszyć proces degradacji mniejszych sklepów spożywczych, prowadzonych często przez mikroprzedsiębiorców.

Źle się więc stało, że obok liberalizacji przepisów do programów partii ubiegających się o władze w Polsce wkradł się postulat płacowy. Ponowne otwarcie niedziel bez niego będzie nie w pełni zrealizowaną obietnicą, która może zniechęcić pracowników handlu do głosowania na partię, która ograniczenie handlu zniosła. Szkoda, bo można było szukać innych kompromisów, jak np. stopniowe wracanie do handlowania w niedziele. Raczej pewne jest to, że liczba zwolenników handlowych niedziel będzie wzrastać, więc o kompromisowych rozwiązań zaczną wkrótce myśleć też partie dziś otwieraniu sklepów w niedziele niechętne.

Kamil Rybikowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Artykuł Czy walka w kampanii o niedzielny handel ma sens? pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.

​Forum Polskiej Gospodarki Read More 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *