Weźmy na przykład przestrzeń publiczną. Na co dzień politycy, czy to centralni, czy samorządowi, troszczą się o estetykę naszego polskiego krajobrazu. Reklamoza jest zła. Przedsiębiorcy chcący dotrzeć do klientów, muszą ograniczać swoją obecność wizualną w przestrzeni publicznej, zmniejszać szyldy, rezygnować z tablic reklamowych, likwidować banery. Muszą dopasowywać się do ustaw krajobrazowych, ponieważ ich działalność gospodarcza ma szpecić miasto. Działalność polityczna osób, które takie prawo stanowią, już krajobrazu nie szpeci. I tak przy naszych ulicach, na płotach, kładkach, słupach i wszędzie, gdzie się tylko da zawisły plakaty, banery czy billboardy polityków. Te mają nam przestrzeni nie zaśmiecać.
W kampanii wyborczej politycy mogą już zużywać bezsensownie paliwo na wożenie siebie bądź swoich mobilnych banerów po ulicach. W kampanii wyborczej troska o środowisko schodzi na dalszy plan. Zaraz po trosce o swoją pozycję polityczną. W kampanii można drukować miliony ulotek, na których pisze się, że oponent wycina bez sensu lasy na papier i deski. Plastik na banery czy długopisy też nie wlicza się w koszty zmian klimatu. Kampania wyborcza ma nie mieć swojego śladu węglowego. W kampanii można zakłócać ciszę organizując pikniki i koncerty. Te nie przeszkadzają mieszkańcom. Nie to co mały ogródek piwny prowadzony przez lokalnego przedsiębiorcę.
Na co dzień politycy mogą oskarżać ludzi, że ci popadają w skrajne poglądy i narasta polaryzacja debaty publicznej. W kampanii można za to bez umiaru, każdego dnia, tę polaryzację nakręcać. W życiu codziennym politycy mogą oskarżać biznes i mówić, że to ludziom bogatym łatwiej o sukces w kapitalistycznym ustroju. W kampanii żaden polityk nie wytknie, że najbardziej majętni kandydaci, których stać na drogą kampanię, mają największą szansę na sukces.
Każdego dnia panujący nam, wybrani demokratycznie przedstawiciele zastanawiają się, jak ochronić nas przed złymi decyzjami. Ograniczają reklamę napojów energetycznych, leków, alkoholu, a nawet usług prawniczych. Wszystko po to, żeby ochronić obywatela przed jego lekkomyślnością i chciwością żądnego pieniędzy biznesu. Nie widzą jednak żadnych powodów, by chronić nas przed ludźmi żądnymi władzy, chcącymi wykorzystać naszą niekompetencję przy urnach wyborczych. Czy polityczne usługi mają nie mieć żadnych negatywnych konsekwencji dla obywateli?
A tak serio, ja tutaj tylko wskazuję na hipokryzję i absurdy, jakie kreują nam politycy. Mają szereg obostrzeń do naszego działania w życiu codziennym, by w kampanii wyborczej pozwalać sobie na prawdziwą wolną amerykankę. Nie chcę jednak ograniczać reguł kampanii. W końcu im więcej informacji o danym produkcje lub usłudze, tym dla konsumenta lepiej. Ale niech ci wybrani już politycy nie ograniczają zasad dla wolnego rynku, które umożliwiły im samym odnieść sukces na wolnym rynku, ale politycznym.
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Gdzie szukać prawdziwego wolnego rynku? W polityce pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More