W momencie gdy obserwuję ten trend wśród obywateli, prezydent dopiero rozpoczął serię spotkań z przedstawicielami komitetów, które będą zasiadać w ławach sejmowych. Wszak już wiadomo, że politycy Trzeciej Drogi, pomimo olbrzymiej determinacji Mateusza Morawieckiego w zakresie tworzenia przyszłego rządu, nie przyjęli żadnych korzyści ze strony jeszcze sprawującego władzę obozu, i wspólnie i w porozumieniu z euro-liberałami oraz coraz bardziej skrajną lewicą, zdecydowali się tworzyć rząd. Mimo wszystko już czuć głęboki swąd nadchodzących reform – tych oczekiwanych i tych koniecznych.
Oczekiwane to z pewnością te, które wyborcy ponieśli do urn w kartach do głosowania. Stanowią one oczywiście zbiór pobożnych życzeń zawartych w programach wyborczych poszczególnych partii czy nawet poszczególnych kandydatów, a w skrócie stanowią kompozycję obietnic, które można streścić stwierdzeniem: by ludowi pracującemu miast i wsi pracowało się lżej albo nie pracowało w ogóle, i jednocześnie żyło dostatniej. Z kolei reformy konieczne to te, które wypadałoby przeprowadzić, aby nasz „wspólny” dom się nie zawalił. Empirycznie można wywieźć regułę, że reformy koniecznie stanowią swoiste przeciwieństwo reform oczekiwanych.
Jakie reformy ma zamiar realizować przyszły rząd? Trudno powiedzieć, gdyż cały czas poruszamy się w świecie projekcji niewiele różniących się od tych prezentowanych w kampanii wyborczej. Na razie jedyne, co możemy stwierdzić z prawdopodobieństwem dość bliskim pewności, że deklaracje padające ze strony obozu opozycyjnego potwierdzają, zresztą po raz kolejny w historii, tezę zawartą w scholiach Samotnika z Bogoty, iż „demokratyczne wybory rozstrzygają o tym, kto będzie uciskany w majestacie prawa”. Koronnym przykładem niech będzie informacja, z którą spotkałem się w kilku serwisach, a która na Onecie wyświetlała mi się przez dłuższy czas, że nowa władza przyjrzy się pieniądzom o. Rydzyka, zapewne tym, które ów zakonnik otrzymał w ramach programów wsparcia z instytucji publicznych. Treść tych deklaracji nie pozostawia złudzeń co do celu owej kontroli.
Wracając jednak do meritum, można śmiało stwierdzić, że potrzebom realizacji zarówno reform oczekiwanych, jak i koniecznych nie sprzyja skład obozu przyszłej koalicji rządzącej. W zasadzie przypomina on eintopf, czyli danie polegające na wrzuceniu, czego się tylko da do jednego gara. Poza pewnymi wyjątkami trudno uznać taką potrawę za szczyt sztuki kulinarnej. Jedyne, co przyszły rząd łączy, to kwestia uwielbienia polityki UE, co z kolei wcale tak dobrze nie rokuje, szczególnie w kontekście reform koniecznych. Jednak na razie, co tłumaczyć należy zapewne troską o utrzymanie wysokiego poziomu zaufania dla przyszłego rządu, realizacja wszystkich kwestii związanych z programem, nazwijmy go na potrzeby tego tekstu – proeuropejskim, poza oczywiście kwestią KPO, pozostaje owiana tajemnicą. A przypomnijmy, że aby odblokować KPO, należy wykonać szereg reform, do których obecny rząd w ramach polityki wstawania z kolan się nie poczuwał. KPO z kolei to nic innego jak ogromna pożyczka, którą kiedyś trzeba będzie spłacić.
A skoro jesteśmy przy temacie pożyczek pod zastaw, jakim są obywatele naszego państwa (zgodnie z dewizą, że rząd nie ma własnych pieniędzy), to kilka dni temu głos zabrał Ryszard Petru, wskazując na pilną potrzebę uzdrowienia finansów publicznych. Polityk Trzeciej Drogi całkiem słusznie diagnozował, że obok olbrzymiego deficytu przewidzianego w ustawie budżetowej istnieje olbrzymi dług poza budżetem i wskazał na fundusze celowe. Stwierdził, że połączenie wierzytelności pozabudżetowych z tymi w budżecie pozwoliłoby skonsolidować dług i zmniejszyć koszty jego obsługi. Wskazał również na potrzebę uzdrowienia polskiej gospodarki jako klucza do rozpoczęcia realizacji dofinansowania tych obszarów, które zapewne są objęte obietnicami reform oczekiwanych. A te będą realizowane, podobnie jak i te świadczenia, które obecnie rządzący obóz zrealizował.
Warto jednak zauważyć, że to właśnie realizacja uprzednich reform, tych z grupy oczekiwanych, doprowadziła do stanu finansów obecnie zdiagnozowanego przez polityków jeszcze opozycyjnych. Kto jak kto, ale socjaliści pobożni, jak zwykło nazywać środowisko konserwatywno-liberalne obecnie kierujących nawą państwową, powinni dobrze wiedzieć, że cudowne rozmnożenie zdarzyło się tylko dwa razy i to za sprawą jednej osoby, a na dodatek dotyczyło chleba, a nie pieniędzy. Tymczasem z uporem maniaka, za nic mając doświadczenie historyczne tych, którzy wcześniej tego próbowali z niepowodzeniem, realizacja wszelkich programów odbywała się za pomocą rzucenia ogromnych ilości pieniądza na rynek, z reguły pożyczonego, a dystrybuowanego, jeśli nie przez budżet, to przez fundusze, Bank Gospodarstwa Krajowego i tym podobne instytucje. Nawet jeszcze nie skończyliśmy wojny z inflacją, a już mamy problem z finansami publicznymi. Problem, który mogą rozwiązać tylko reformy konieczne.
Czy będą one realizowane? Chyba nie, bowiem politycy jeszcze opozycyjny, jak np. Katarzyna Lubnauer, zapowiadają, że przyszły rząd utrzyma wszystkie programy socjalne, a na dodatek będzie realizować co bardziej socjalne pomysły swojej kampanii, jak np. podwyżki dla budżetówki, w tym 30 proc. podwyżkę dla nauczycieli. Jak wskazują eksperci analizujący koszt obecnie prowadzonej polityki, patrząc w przyszłość, Polaków będą czekać podwyżki podatków, składek oraz taryf za media. Największy mętlik dotyczy reform składek na ZUS. Przedsiębiorcy liczyli w przyszłości na dobrowolny ZUS, a nagle wśród zapewnień polityków koalicji opozycyjnej pojawiły się tylko „wakacje” od składek i to tylko dla tych w trudnej sytuacji.
Niej jestem chyba osamotniony w wątpliwościach, bowiem prof. Leszek Balcerowicz, za pośrednictwem platformy X wyraził opinię, że największe problemy wynikają z krępowania podaży (nacjonalizacje, regulacje). Ich leczenie przez podsycanie popytu daje tylko wzrost cen. Dotyczy to m.in mieszkań. A takie są propozycje PO. Ekonomiczny analfabetyzm czy cyniczny populizm?
Mam tylko nadzieję, że gdy naprawa państwa będzie wymagała reform koniecznych, nikt nie sięgnie do pomysłów triumwirów Gajusza Oktawiana Juliusza Cezara, Marka Antioniusza i Marka Lepidusa, by pustki w skarbie łatać proskrypcjami. A przecież Alexis de Tocqueville w swoim dziele „Dawny ustrój i rewolucja” przestrzegał: Trzeba szczegółowo poznać historię administracyjną i finansową dawnego ustroju, by zrozumieć, do jak bezprawnych i nieuczciwych praktyk może brak pieniędzy skłonić rządy łagodne, ale działające tajnie i bez kontroli, kiedy czas ostatecznie usankcjonuje ich władzę i uwolni je od strachu przed rewolucją, tą ostatnią ucieczką ludów.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Które reformy realizować: oczekiwane czy konieczne? pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More