W opowiadaniu Sławomira Mrożka „Wina i kara” czytamy o niegrzecznym chłopczyku, którego postępowanie sprawiało coraz większą udrękę jego aniołowi stróżowi. Nie pomagały żadne perswazje ani nawet groźby. Chłopczyk, ku rozpaczy anioła stróża, uporczywie popełniał wszystkie możliwe nieprawości. Któregoś wieczora, kiedy niegrzeczny chłopczyk zasnął bez paciorka, czuwający u jego wezgłowia anioł stróż, z miłości do prawa, postanowił przekroczyć prawo i z całej siły walnął chłopczyka w ucho. Ten zerwał się wystraszony, pospiesznie zmówił paciorek i położył się spać, a anioł stróż, drżący i zachwycony, wpatrywał się w noc. Nazajutrz chłopczyk, najwyraźniej zapomniawszy o nocnej przygodzie, nie chciał pić mleka, ale mocne kopnięcie natychmiast przywróciło mu poczucie rzeczywistości. Bez gadania wypił mleko i poszedł do szkoły. Idąc, starał się przestrzegać wszystkich zasad, ale kiedy znalazł się w pustej alei, błyskawicznie się zgarbił. Silna blacha w czoło sprawiła, że nie tylko się wyprostował, ale zrozumiał, że bije go anioł stróż. Tymczasem anioł nie tylko zarzucił wszelkie perswazje na rzecz błyskawicznego karcenia, ale czasami nawet bił chłopczyka dla wprawy.
Odbyło się właśnie pierwsze posiedzenie Sejmu, po którym rozmaite grupy społeczne wiele sobie obiecują, między innymi – niezawiśli sędziowie. Po wizycie w Warszawie, która odbyła się 7 lutego 2017 r., Nasza Złota Pani z Berlina postanowiła w operacji dyscyplinowania Polski inaczej rozłożyć akcenty. Dotychczas bowiem Niemcy przy pomocy instytucji Unii Europejskiej, no i oczywiście BND, walczyły w Polsce o demokrację. Kulminacyjnym momentem tej walki był tzw. „ciamajdan” 16 grudnia 2016 r. – jak pamiętamy – nieudany. Tedy walka o demokrację została odsunięta na plan dalszy, podobnie jak i Komitet Obrony Demokracji, a zamiast tego Niemcy zaczęły walczyć o praworządność w Polsce. Toteż zamiast KOD z panem Mateuszem Kijowskim na fasadzie, na pierwszą linię frontu zostali wypchnięci niezawiśli sędziowie, nie tylko zwerbowani wcześniej na konfidentów przez Wojskowe Służby Informacyjne, ale i później – również przez ABW w ramach operacji „Temida”. Było to tym łatwiejsze, że w ciągu ostatnich 30 lat sędziowie całkowicie uniezależnili się od konstytucyjnych organów państwa, które miało im tylko płacić. Toteż kamieniem obrazy stała się ustawa przewidująca wybór członków Krajowej Rady Sądownictwa przez Sejm, a nie – jak było dotychczas – przez poszczególne środowiska sędziowskie. „Nowa” KRS została uznana przez sędziów rekomendowanych przez „starą” KRS, w której zasiadali sędziowie co to samego jeszcze znali Stalina, a w każdym razie – generała Kiszczaka i generała Dukaczewskiego – za „nielegalną”. Konsekwencją tego uzurpatorskiego gestu było również uznanie za „nielegalne” nominacji sędziów rekomendowanych przez tę Radę. Byli to tzw. „neo-sędziowie”, do których sędziowie starzy zieją nieprzejednaną nienawiścią. Dopóki rządziło Prawo i Sprawiedliwość, musieli to jakoś znosić, chociaż na każde wezwanie BND stawali w karnych szeregach razem z aktywistami Volksdeutsche Partei, żeby wesprzeć skierowane przeciwko Polsce akcje poszczególnych instytucji UE opanowanych przez niemieckie owczarki, które w podskokach realizowały zadania nakładane na nie w ramach prowadzonej przeciwko Polsce od stycznia 2016 r. wojny hybrydowej. No a teraz, kiedy Volksdeutsche Partei, po marcowym przyzwoleniu przez prezydenta Józia Bidena, by Niemcy urządzały Europę po swojemu, zluzowała PiS na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, „starzy” sędziowie zapowiadają odwet na „neo-sędziach” – chociaż żądzę zemsty ubierają w kostium troski o praworządność – bo od 2017 r. taki właśnie jest pretekst wspomnianej wojny hybrydowej.
Co zamierzają zrobić? Być może jeszcze w BND nie zdecydowano, bo pan sędzia Igor Tuleya, będący liderem męczenników praworządności w Polsce, nie bardzo potrafił to wyjaśnić dziennikarzowi dopytującemu o szczegóły – ale wydaje się, że w ramach dekretów przeciwko lodowcom i trzęsieniom ziemi, Sejm podejmie uchwałę uznającą nominacje „neo-sędziów” za nielegalne. Ustawy nie zaryzykuje, bo taką natychmiast zawetowałby pan prezydent Duda, a Volksdeutsche Partei razem ze swymi politycznymi kolaborantami dysponuje zaledwie 248 mandatami, podczas gdy do obalenia weta prezydenta potrzeba ich aż 276. Tymczasem sędziowie podlegają „tylko ustawom”, a o „uchwałach” konstytucja cyt – ale kto by się przejmował takimi drobiazgami, gdy idzie o praworządność? „Kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku” – pisał Voltaire.
Tedy krwawa zemsta na „neo-sędziach”, kolaborantach PiS-u, będzie zmierzała w kierunku jakiejś formy uznania ich za „nielegałów”. No dobrze – ale co z orzeczeniami przez nich wydanymi albo wydanymi z ich udziałem? Ex nihilo nihil fit – co się wykłada, że z niczego nic nie będzie, a zatem – skoro oni nielegalni, to i te orzeczenia chyba też? No dobrze – ale jakie byłyby tego skutki? Przecież na podstawie tych orzeczeń ludzie byli karani albo uniewinniani, byli skazywani na zapłacenie odszkodowań albo takie odszkodowania im przyznano, inni uzyskiwali alimenty, a jeszcze inni – nabywali prawa, na przykład własność przez zasiedzenie, czy spadek – i tak dalej, i tak dalej. Gdyby uznać, że te orzeczenia też były od początku do końca nielegalne, to jaka mogłaby być reakcja obywateli na takie przywrócenie praworządności? Musimy znowu odwołać się do wspomnianego opowiadania Sławomira Mrożka o niegrzecznym chłopczyku. Otóż chłopczyk, sterroryzowany przez anioła-stróża, przestał bawić się z rówieśnikami, przytył i zainteresował się chemią. Ucieszony ojciec kupił mu nawet mały warsztacik. I oto pewnej nocy miastem wstrząsnął potężny huk. To wyleciał w powietrze dom niegrzecznego chłopczyka, wysadzony przy użyciu miny zawierającej trotyl domowej produkcji. Chłopczyk z plecakiem z pewną ilością żywności i pieniędzy oraz biletem na statek do Ameryki Południowej oddalał się polami, a za nim biegł wściekły anioł stróż, żeby przynajmniej dać mu haka.
Nie ulega tedy wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania; lepiej…” no, mniejsza z tym), że gdyby sędziowie w swojej zapalczywości uznali za nielegalne również orzeczenia wydane przez „neo-sędziów” albo zapadłe z ich udziałem, to rozwścieczeni obywatele wtargnęliby do sądów, sędziów – bez względu na to, czy oni legalni, czy nielegalni – powyrzucaliby przez okna, a sądy podpalili. Skoro wiemy to my, biedni felietoniści, to nie mogą tego nie wiedzieć niezawiśli sędziowie, co to z niejednego komina wygartywali. Tedy zapewne uchwalą, że „neo-sędziowie” wprawdzie są „nielegalni”, ale orzeczenia przez nich wydaje – jak najbardziej legalne. I to się będzie nazywało „przywróceniem praworządności”. Z miłości do Prawa złamać Prawo. Tak właśnie zrobił anioł stróż i tak też robiły władze III Rzeszy, od której IV Rzesza nie może się przecież specjalnie różnić.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Przywracanie praworządności, czyli jak z miłości do Prawa złamać Prawo pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More