Dobrym sposobem na skłonienie rozmówcy do pomyślenia, że prawda jednak leży pośrodku, jest zwrócenie uwagi na to, że tak jest w tym najogólniejszym przypadku. Czasami bowiem prawda „leży pośrodku”, a czasem „nie leży pośrodku”, a skoro tak, to żadne z tych stwierdzeń nie jest w pełni prawdziwe. W kontrowersji „prawda leży pośrodku” przeciw twierdzeniu, że „prawda nie leży pośrodku”, prawda leży zatem pośrodku. Jest to paradoksalne, ale na nieodzowność występowania tego rodzaju paradoksów w rozważaniach światopoglądowych słusznie zwrócił uwagę choćby G. K. Chesterton (niedawno przesłuchałem audiobook z nagraniem jego zbioru esejów pt. „Heretycy”, wydany przez Heraclon International).
Często argument z paradoksu używany jest przeciw wszelkim przejawom relatywizmu. Krytycy ci wskazują bowiem, że skoro relatywizm utrzymuje, iż nie ma prawd absolutnych, to sam taką wygłasza i przez to sobie przeczy. Nie ma tu miejsca na odpieranie tego argumentu w szczegółach co do meritum, ale chciałbym zwrócić uwagę na inną rzecz. Nie zwracają oni bowiem uwagi na to, że sami głoszą często paradoksalne poglądy. Twierdzą na przykład, że są demokratami, ale w coraz większej liczbie spraw wskazują jednocześnie, że demokracja jest nieskuteczna, a lud głupi i niewykształcony, więc od zasady podejmowania decyzji zgodnie z wolą większości należy odstąpić (bo jeszcze zażyczy sobie np. Brexitu). Czym się więc różnią w tym względzie niedemokratyczne poglądy Janusza Korwin-Mikkego od poglądów wielu medialnych profesorów akademickich? Ogłaszają, że lubią demokrację – a więc pochodzenie władzy z wyboru – ale najbardziej odpowiadają im niewybieralni i niepodlegający zewnętrznej krytyce „eksperci”, powoływani na funkcje bez udziału czynnika społecznego. Często dodają też, że są „liberalni”, ale wymyślają tylko nowe sposoby karania społeczeństwa (przy jednoczesnym poszukiwaniu przywilejów dla siebie), uciszania przeciwników i ograniczania wolności w imię interesów kolektywnych. Sprowadzając sprawę do absurdu, można powiedzieć, że ich ideałem jest społeczeństwo, w którym nie tylko np. surowo karze się za przewinienia w ruchu lądowym (bo to niebezpieczne), ale jednocześnie zabrania krytyki tych rzekomo popartych empirycznymi dowodami rozwiązań (bo taka krytyka jest jeszcze bardziej niebezpieczna). Nie uczciwiej byłoby przyznać, że demokracji i wolności za bardzo chyba jednak nie lubimy, a raczej miłujemy porządek, który po prostu odpowiada naszym wyobrażeniom i powinien mieć jakąś inną nazwę?
Nawiązując do poprzedniego mojego felietonu i wracając do wątku „prawdy”, należy stwierdzić, że w przypadku płaskości lub kulistości Ziemi nie leży ona pośrodku. Ziemia jest albo płaska, albo kulista. Natomiast w odniesieniu do tego, czy na przykład wdrożyć prohibicję albo lockdown, prawda już leży pośrodku. Różne przecież grupy interesów oraz odmienne wartości się tutaj zderzają, a znaczna część z tych interesów jest prima facie słuszna i ma prawo pojawić się w formie postulatu w społeczeństwie praworządnym i demokratycznym. W sprawach takich, gdzie chodzi na przykład o to, czy ostro, czy łagodnie karać, czy dozwalać, czy zabraniać, czy nakładać duże, czy małe obciążenia – prawda jest relatywna. Instytucje państwa oraz nauki nie mogą tutaj mieć wyłączności na dekretowanie gotowych rozwiązań, niepodlegających krytyce. Coś takiego jak „jedynie słuszny i obiektywny stan stosunków społecznych” po prostu nie istnieje. Ktoś, kto myśli, że go poznał i jeszcze ma prawo niezwłocznie wdrożyć bez dyskusji, jest groźniejszy dla demokracji niż wszyscy przeciwnicy 5G i szczepionek razem wzięci.
Prawda leży też pośrodku często w wielu sytuacjach życia społecznego i codziennego. W konfliktach rodzinnych i sądowych, sporach koleżeńskich i tak dalej. W innym wypadku po co wdrażalibyśmy do prawa instytucje konsensualne albo oparte na słuszności?
Upieranie się przy tym, że prawda „nigdy nie leży pośrodku” jest – po pierwsze – po prostu szerzeniem kolejnej nieprawdy albo uproszczenia. Po drugie – jest najbardziej niedemokratyczną postawą, jaką tylko można przyjąć. Wynika bowiem z niej, że istnieją instytucje lub osoby, które taką „prawdę” mogą ustalić z wyłączeniem innych podmiotów. Jak bezczelnym trzeba być, aby stanąć na mównicy i powiedzieć „A teraz będę głosił Państwu prawdę”? To postawa kaznodziejów, a nie demokratów. Co więcej, nie ma tu miejsca na żadne kompromisy, równoważenie interesów, czy różnice światopoglądowe, bo rzekomo istnieje jakiś całkowicie obiektywny miernik oceny niemal wszystkiego, który każdy powinien przyjąć za własny. Nie ma też miejsca na błąd, bo ten jest z miejsca wytykany i surowo karany, a ewentualne wybaczenie jest uzależnione od złożenia samokrytyki i konwersji.
Przypominać to wszystko zaczyna nie demokrację liberalną, lecz teokrację autorytarną, zastępującą tylko dogmaty i papieży ich świeckimi odpowiednikami. Często także domagającą się finansowania z cudzych pieniędzy właśnie tych instytucji, które uważają się za nośniki prawdy absolutnej. Czym się więc to różni od rzekomo reakcyjnych systemów prawnych z przeszłości?
Michał Góra
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Nie słuchajcie fact-checkerów: w demokracji prawda często leży… pośrodku pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More