Odchodzące szefostwo resortu rolnictwa przygotowało zmianę rozporządzenia dotyczącego znakowania towarów. Chodzi w nim o to, by po rocznym okresie przejściowym, przeznaczonym na reorganizację marketingu sprzedaży, nazwy „szynka”, „wędzonka” i „kiełbasa”, były stosowane wyłącznie dla produktów wyprodukowanych z mięsa.
Projekt nowego rozporządzenia, które w obliczu zmiany rządu w Polsce zawisło w powietrzu, uargumentowano w ten sposób, że „konsumenci kojarzą przedmiotowe określenia z produktami mięsnymi”, zaś „proponowane zasady znakowania przyczynią się do zapewnienia ochrony interesów konsumentów, dając im realną możliwość dokonywania świadomego wyboru spożywanej przez nich żywności”.
Teraz w tej kwestii panuje pomieszanie z poplątaniem. Nagminnym jest lokowanie na półkach – zwłaszcza supermarketów, hipermarketów oraz dyskontów – produktów tylko podszywających się pod produkty mięsne, a faktycznie będących wyrobami z soi czy innych warzyw.
Aby szynka była szynką
Dlatego ministerstwo proponowało, by w sprzedaży jako wędlina, wędzonka i kiełbasa były oznaczane tylko produkty faktycznie pochodzące z mięsa. W tym – uszczegóławiając tę kwestię – z mięsa peklowanego, niepeklowanego, solonego lub niesolonego, z ewentualnym dodatkiem tłuszczu, podrobów, przypraw lub surowców uzupełniających (w tym surowców niemięsnych).
Z kolei szynką wolno by było nazywać wyłącznie produkt „powstały z uda zwierząt gospodarskich kopytnych, drobiu, zajęczaków, zwierząt dzikich utrzymywanych w warunkach fermowych lub zwierząt łownych, lub z piersi drobiu”.
Byłe już kierownictwo resortu rolnictwa nie kryło, że za projektem nowego rozporządzenia stoi również sama branża mięsna. Zabezpieczenia jej interesów od dawna domaga się osiem organizacji rolniczych, między innymi Hodowcy Razem oraz Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy RP. Przeciwny tego rodzaju zmianie prawa był, i oczywiście jest, Polski Związek Producentów Żywności Roślinnej. Przytacza on badanie zlecone przez portal RoślinnieJemy, pochodzące jeszcze z 2022 r. Wynika z niego, że 96 proc. konsumentów nigdy nie pomyliło produktu roślinnego z mięsnym – pomimo stosowanego takiego jak obecnie nazewnictwa.
Vacatio legis to jeszcze za mało?
Gdyby zmienione rozporządzenie w sprawie znakowania poszczególnych rodzajów środków spożywczych weszło w życie, producenci zamienników mięsa będą musieli zmienić nazwy swoich wyrobów. Jednak nie od razu, bo gwałtowna zmiana naraziłaby ich na gigantyczne koszty. Po pierwsze nowe prawo miało zacząć obowiązywać dopiero po upływie roku od jego ogłoszenia (vacatio legis). Poza tym produkty roślinne udające mięso (na przykład puszkowane, suszone itp.) mogłyby być jeszcze w obrocie nawet do 30 czerwca 2026 r. (lub do wyczerpania ich zapasów) – o ile zostały wytworzone jeszcze przed wejściem w życie rozporządzenia.
Ze swej strony dodamy, że szkoda, iż nie pomyślano jeszcze o klarownym oznakowaniu wyrobów mlecznych. Tak naprawdę nie ma bowiem czegoś takiego jak „mleko roślinne”. Jest po prostu „mleko” i na przykład: „napój sojowy” – także mogący być smacznym dodatkiem do kawy.
Język wpływa na rzeczywistość
O tym, że struktury języka, więc i sposób nazywania rzeczy, mają przemożny wpływ na kształtowanie świadomości społecznej, wspominał już dziewiętnastowieczny socjolog Émil Durkheim. Potem nawiązywał do tego twórca strukturalizmu, francuski antropolog Claude Lévi-Strauss (i jego epigoni). Nie jest tajemnicą i bynajmniej nie leży to w kręgu tzw. teorii spiskowych, że ludzie zmieniają sposób postrzegania różnych rzeczy także wraz ze zmianą ich nazewnictwa (nie tylko rzeczywistość historyczna zmienia język, ale i odwrotnie). Z czasem „mleko roślinne” kojarzyć się może już pełnoprawnie z mlekiem, zaś „szynka wege” z normalną szynką. To zaś, przy konsekwentnej i nachalnej reklamie produktów alternatywnych oraz przy towarzyszącej temu zmianie (wypaczaniu?) gustów konsumentów, doprowadzić by mogło do stopniowego, a potem nawet do całkowitego wyparcia produktów mięsnych z rynku.
Czy wszak jednak nie o to właśnie chodzi producentom produktów wyłącznie quasi mięsnych? Dla których wymarzoną sytuacją są stale rosnące szeregi wegan i wegetarian. Zwłaszcza jeśli z czasem konsument straci już całkowicie orientację, co kupuje, a na półce nie odnajdzie już prawdziwego produktu mięsnego…
Wbrew pozorom jest to ważna sprawa. Branża wyrobów wędliniarskich i mięsnych, będąca nadal w dużym stopniu własnością (bądź współwłasnością) przedsiębiorców polskich, może czuć się realnie zagrożona. Stosunek do tej sprawy będzie dobrym testem dla nowych władz resortu rolnictwa – w jaki sposób i z czyimi interesami najmocniej się utożsamiają.
Artykuł Szynka wyłącznie z mięsa? Branża mięsna walczy z roślinnymi podróbkami pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More