Obiecałem Czytelnikom kontynuację rozważań z poprzedniego felietonu. Było wszak o rewolucji, jaką zapowiada każde exposé i obawie, że kolejny rząd zachowa się tak jak nasza zimowa aura końcem grudnia. I zdaję sobie sprawę, że w tych dwóch stwierdzeniach tkwi pewien dysonans poznawczy. Wszak rewolucja (a posiłkowałem się tutaj encyklopedią PWN) w znaczeniu szerokim i metaforycznym to wszelka szybka i głęboka zmiana. Zapowiedzi takich szybkich i głębokich zmian nie brakło choćby w niedawnym exposé obecnego już na stolcu Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska. Z drugiej strony, już na etapie ubiegłotygodniowego felietonu powątpiewałem w pewność rewolucji systemowej. I aby nie zostać niepoprawnie zrozumianym, od razu zaznaczę, że nie chodzi o brak realizacji tego czy owego z punktów programu przedstawionego z mównicy sejmowej bądź, jak kto woli, dorozumianego z uwagi na niewielki konkret płynący od przemawiającego.
W powieści włoskiego pisarza Giuseppego Tomasiego di Lampedusy pt. „Lampart”, opublikowanej już po jego śmierci, pada sentencja dorównująca błyskotliwością aforyzmom Kisiela: Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak jak jest, wszystko musi się zmienić. Co ciekawe, podobną myśl na gruncie dokładnej komparatystyki ustrojów francuskiego ancien régime’u i monarchii, a następnie republiki rewolucyjnej wyraził wiek wcześniej enigmatycznie wspominany w ubiegłym tygodniu Alexis de Tocqueville. W swoim dziele „Dawny ustrój i rewolucja” pisał: Nie dziwmy się, że na początku tego stulecia centralizacja została we Francji przywrócona z tak cudowną łatwością. Ludzie roku 89 zwalili gmach, ale jego fundamenty pozostały w duszach tych, co go burzyli, i na tych fundamentach można go było szybko wznieść od nowa i zbudować solidniejszym, niż był kiedykolwiek.
Gdy zaczniemy się głębiej zastanawiać, to dojdziemy do wniosku, że obecna sytuacja polityczna to nie tylko wierna analogia do wydarzeń przełomu roku 1789, ale i pełne uzasadnienie tezy wybitnego filozofa. W kontekście zbieżności z wydarzeniami historycznymi do dziś mam w uszach exposé szefa upadającego rządu „czternastodniowego”, który do ostatka licząc na stworzenie czegoś na kształt OBWR, wyliczał lewicowe osiągnięcia odchodzącej ekipy (zastąpienie liberalnego modelu gospodarczego jako nieefektywnego nowym, solidarnościowym) i przyszłe propozycje w stylu: likwidacja luki płacowej, średnia pensja 10 tys. zł brutto, dochód gwarantowany etc. Czy nie w podobny sposób usiłował łagodzić nastroje Ludwik XVI, sprowadzony ostatecznie do roli marionetki? A owa niepewność pierwszych działań politycznych po ogłoszeniu wyniku wyborów, strach przed blokadą instytucjonalną przejęcia władzy, wreszcie codzienne plotki o próbie rozmontowania tej egzotycznej koalicji centrolewu, czy nie ma wiele wspólnego z nastrojami „stanu trzeciego” w przededniu dziejowego rozstrzygnięcia? Mam tylko nieskromną nadzieję, że w przyszłości nie będzie nam dane obchodzić święta wzięcia szturmem i przejęcia gmachu telewizji publicznej lub przeżycia egzekucji człowieka, któremu jako zarzut postawiono to, że był tyranem – taka odmiana łamania praworządności znana jeszcze w czasach starożytnych. Byłaby to czarna groteska i na szczęście takie rzeczy w historii rzadko się powtarzają. Co innego te polityczne. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby w przyszłości tak jak doszło do rozłamu pomiędzy egzotycznym sojuszem kordelierów i jakobinów, doszło do dekompozycji tej dziwnej koalicji liberalnego PO, zachowawczego PSL i całkowicie progresywnej w swych żądaniach Lewicy. W końcu, jak kwitował to Tocqueville w przytaczanym dziele: Rządy, jakie ustanowiła [rewolucja], są bardziej kruche, to prawda, ale sto razy potężniejsze, jakie obaliła.
No właśnie, ale czy są potężne? Oczywiście, bo widzimy właśnie na własne oczy realizację tocquevillowskiej maksymy, jak w duszach ludzi, którzy 15 października zwalili gmach, pozostały fundamenty tej budowli, które następnie posłużą do wzniesienia nowej. Innymi słowy ci, którzy w dawnym ustroju stworzyli naruszające porządek społeczny narzędzia i sposób działania, mające na celu utrzymać ich przy władzy, nie powinni być zdziwionymi, że te same narzędzia będą wykorzystane przez rewolucję. Podsumowując, rewolucja zawdzięcza swój sukces temu, że weszła w instytucjonalne buty swoich poprzedników. Stąd oczywisty wniosek, że nie powinniśmy się dziwić, jeżeli wielkie zmiany w swojej istocie będą żadną zmianą.
Przyznam się szczerze, że gdy w poprzednim tygodniu zapowiadałem rozwinięcie tej teorii, byłem przekonany, że raczej będę przyszłość wyprzedzał, powołując się na pewne poszlaki. Taką poszlaką było mianowanie prof. Adama Bodnara na urząd ministra sprawiedliwości w połączeniu z funkcją prokuratora generalnego, co w samo w sobie tworzy olbrzymi konglomerat imperium władzy w jednym ręku. Nie zapominajmy, że gdy Donald Tusk był premierem uprzednio, przeprowadził dwie wielkie reformy osłabienia opresyjnego imperium władzy wobec obywateli, zniesione następnie przez kolejną ekipę rządzącą: rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego oraz częściowa likwidacja inkwizycyjnego modelu procesu karnego. Dziś już wiemy, że do tych reform nie wrócimy, a argumentacją obecnego premiera rzuconą w kierunku odchodzącego rządu Zjednoczonej Prawicy było stwierdzenie, że sami zmienili ustawę prawo o prokuraturze i on musi się teraz stosować. Podobnie było z dymisją szefów wszystkich służb, których działania były tak krytykowane przez jeszcze do niedawna opozycję. Jednak, jak donosiły media, pierwszym poleceniem wydanym nowym szefom było, jakże analogiczne do tych wydawanych przez poprzednią władzę, wejście do Spółek Skarbu Państwa i zabezpieczenie dowodów dorozumianych przestępstw.
Jednak obecny tydzień dostarczył nam już rozrywki, która w pełni dowodzi tezy wielkiego Tocqueville’a i czyni porównanie do czasów rewolucji jakże aktualnym. Bo jak inaczej interpretować pismo oraz projekt zmieniający regulamin funkcjonowania sądów powszechnych ministra Bodnara, medialne odwołanie i niemal lincz społeczny jednego z kuratorów przez minister Nowacką, czy szybkie i wątpliwe prawnie odwołanie organów mediów publicznych i zastąpienie ich ludźmi, których personaliów w sławetnym dniu okupacji mediów nie ujawniono? Mieliśmy tyle wątpliwości co do zgodności z Konstytucją i prawem, ustaw czy rozporządzeń poprzedniej ekipy. Obecnie bombardowani jesteśmy komisjami oraz uchwałami Sejmu, które zdaniem ich autorów mogą zmieniać porządek prawny dotychczas regulowany ustawami.
Zatem wiele się zmienia, aby wszystko pozostało tak jak jest, niezależnie od tego, że ci, którzy teraz rządzą, działają z przekonaniem dziejowej misji naprawy państwa. Rewolucja też tak miała, podobnie jak ci, którzy dzisiaj są w opozycji, a osiem lat temu przejmowali władzę. Jednak chodzi o narzędzia. Ciekawy jestem, kiedy obecna ekipa powie ostatecznie quod erat demonstrandum teorii Tocqueville’a?
A czy w kontekście gospodarki ta zasada ma zastosowanie? Miało być uzdrawianie finansów publicznych w sytuacji planowanego przez premiera Morawickiego deficytu 164,8 mld zł na przyszły rok. Po rewizji ustawy budżetowej przez nowy rząd deficyt w przyszłym roku planowany jest na 184 mld zł. Odpowiedzmy sobie na to pytanie sami.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Dawny ustrój i rewolucja pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More