Trudno oczekiwać, że współczynnik dzietności – w 2022 r. był na poziomie 1,26 – uratuje polską demografię. Wieloletnie zaniedbania w tym obszarze polityki doprowadziły do sytuacji, której cofnąć się nie da, ale która w pełnej okazałości zaprezentuje się rynkowi pracy dopiero w niedalekiej przyszłości. Nie jest też tak, że Polaków do posiadania dzieci zachęcać trzeba „trochę”. Wspomniany współczynnik dzietności, aby zapewnić zastępowalność pokoleń, oscylować powinien wokół poziomu 2,2–2,3. Sytuacja jest zatem dramatycznie zła. Czy tego chcemy, czy nie, polski rynek pracy będzie musiał zmierzyć się z niespotykanym dotąd niedoborem wykwalifikowanych pracowników.
Sposoby na kryzys
Statystyki GUS pokazują, że za niecałe 30 lat połowa Polaków będzie w wieku przekraczającym 50. rok życia. Oznacza to, że statystycznie pracownik będzie starszy, że starszy będzie klient, że dramatycznie spadnie liczba naszych rodaków w wieku produkcyjnym, że węższa niż dziś grupa pracujących będzie musiała zarobić na świadczenia dla szerszego grona osób pobierających świadczenia emerytalne oraz że musimy zrobić, co tylko możliwe, aby załatać dziurę, która pojawia się już na krajowym rynku pracy.
Rozwiązań jest tu wcale nie aż tak wiele. Po pierwsze, realne muszą stać się procesy zwalczające ageizm i jednocześnie aktywizujące seniorów na krajowym rynku pracy. Po drugie – skoro wciąż seniorzy traktują wiek emerytalny nie jako możliwość zakończenia aktywności zawodowej, ale jako przymus – na znaczeniu zyskuje podniesienie wieku emerytalnego (choć zdaje się, że rozsądek przegra tu z polityką). Po trzecie – konieczne jest stworzenie zdecydowanej, zaplanowanej, dynamicznej, ale i przemyślanej polityki nastawionej na zwiększenie absorpcji pracowników spoza granic naszego kraju. Jeśli te czynniki nie zadziałają synergicznie (przynajmniej dwa jednocześnie) – biada nam.
Utopijny pomysł?
Temat podniesienia wieku emerytalnego to dziś raczej zabawa w gorącego ziemniaka, w której zresztą politycy nieszczególnie chcą uczestniczyć. Prawda jest taka, że wydłużenie okresu pracy może okazać się – wobec obecnej świadomości politycznej społeczeństwa – pomysłem utopijnym. Problem aktywizacji seniorów na rynku został wprawdzie dostrzeżony, ale wydaje się, że w większym stopniu zaangażowany w działania jest tu sektor prywatny aniżeli państwo. Państwo –mimo szczerych chęci, których odebrać rządowi nie można – nie nadąża za rynkiem proponując ofertę zawsze o kilka lat spóźnioną względem obecnej rynkowej sytuacji. Polem najgorętszym (z uwagi na następstwa wojny na Ukrainie) jest dziś temat napływu cudzoziemców, którzy – co naturalne – zasilą także krajowy rynek pracy.
Wciąż jednak absorpcja pracowników z zagranicy jest na krajowym rynku zbyt niewielka. Pewien efekt skali wywołała wojna, choć już dziś wiadomo, że znaczna część osób przyjezdnych potraktowała Polskę jako kraj tranzytowy. Jest jednak postęp. Zakład Ubezpieczeń Społecznych podał, że – według danych na koniec lipca 2023 r. – liczba obcokrajowców zarejestrowanych do ubezpieczeń społecznych wyniosła 1,097 mln. To sporo, ponieważ dwa lata wcześniej liczba ta wynosiła 651 tys., a w 2015 r. – 184 tys. osób. Naturalnie statystyki te nie biorą pod uwagę studentów z zagranicy, który nie ukończyli jeszcze 26. roku życia. Do tego doliczyć trzeba szarą strefę.
Skuteczny wabik
Liczby mogą robić wrażenie, ale nie możemy przy tym zachłysnąć się sukcesem, bo o pracowników spoza Unii Europejskiej bijemy się nie tylko my. Już dziś wiadomo, że znaczna ich część postanowiła opuścić Polskę na rzecz Niemiec czy choćby Kanady, gdzie poza wysokim poziomem życia i zarobków Ukraińców kusi na przykład liczna tamtejsza diaspora. Jasnym jest, że z Europą Zachodnią, Skandynawią czy wspomnianą Kanadą Polska nie ma co konkurować w kuszeniu obcokrajowców wysokimi świadczeniami socjalnymi – a jest to wabik skuteczny. Musimy znaleźć inną ścieżkę w postaci zbudowania systemu zatrudniania pracowników z zagranicy, który będzie wreszcie efektywny i prosty.
Od lat pozostaje to bolączką krajowego rynku pracy, który przecież dobrowolnie uzależnił się od napływu rąk do pracy z różnych części Europy czy świata. Błędnym jest w tym kontekście także nastawianie się na pozyskiwanie pracowników w zasadzie wyłącznie z kierunku ukraińskiego. I tu umiejętnie dywersyfikować należy potencjalne ryzyka. Przy odrobinie chęci w znacznie szerszym stopniu niż dziś zagospodarować można rynek azjatycki, a nawet południowoamerykański. Dlaczego nie mielibyśmy sprowadzać więcej pracowników na przykład z Nepalu? Dziś jest to trudne, bo Nepalczycy po wizę udać muszą się do… Indii. Bariery biurokratyczne czy – szerzej – formalne łatwo jest zmienić. Wystarczą chęci.
System może być efektywny
Już w 2019 r. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że Polska jest niegotowa administracyjnie do obsługi cudzoziemców. Trudno się dziwić, skoro czas legalizacji ich pobytu w ciągu czterech ostatnich lat wydłużył się z 64 do ponad 200 dni. Problematyczna jest też kwestia legalizacji samej pracy. Dzieje się tak, ponieważ nikomu na poważnie nie chciało się dotąd zmierzyć z licznymi barierami, na których istnienie wskazują przedsiębiorcy.
Trudno zrozumieć choćby to, dlaczego krajowy system, w kontekście zezwoleń na pracę, wciąż nie rozróżnia cudzoziemców w kwestii ich aktualnego miejsca pobytu. Dzisiejsze realia traktują jednakowo osobę przebywającą w kraju, jak i tę przebywającą poza jego granicami, ale ubiegającą się o wizę pracowniczą. Powoduje to paraliż urzędów, do których spływa mnóstwo wniosków, narażenie na brak możliwości podjęcia legalnego zatrudnienia przez osoby, które już w Polsce pracowały (to przecież także odebranie im możliwości utrzymania się w relatywnie drogim kraju) oraz poszerzanie się szarej strefy.
Informacja starosty
Nikt chyba nie wie także, po co dziś komukolwiek tak zwany test rynku pracy, czyli popularna „informacja starosty”. W założeniu miała ona wprawdzie chronić lokalny rynek pracy przed nadmiarem obcokrajowców w odniesieniu do konkretnych zawodów. W praktyce jednak mechanizm działa tylko teoretycznie i stanowi zbędną barierę biurokratyczną. Mało tego, lista zawodów zwolnionych z testu nie była aktualizowana od 2019 r.
Warto byłoby także rozważyć uwolnienie większej liczby terminów na uzyskanie wiz w najpopularniejszych placówkach dyplomatycznych. Wciąż zdarza się przecież, że pomimo uzyskanego zezwolenia na pracę w Polsce, obcokrajowcy nie uzyskali możliwości terminowego złożenia wniosku, co skutkowało wygaśnięciem pozwolenia i uniemożliwiło dalsze ubieganie się o wizę.
Pozycja pracodawcy
Należałoby także rozważyć wprowadzenie prawa do pracy w czasie oczekiwania na zezwolenie na pobyt i pracę, a także po otrzymaniu prawa do pobytu, zlikwidowanie części nazbyt restrykcyjnych i – często wprost bezsensownych i szkodliwych – przepisów mówiących o tym, kiedy to zatrudnienie uznać należy za nielegalne, czy wreszcie wzmocnienie pozycji pracodawcy w procesie uzyskania jednolitego zezwolenia na pobyt i pracę – dziś przecież, po przekazaniu dokumentów cudzoziemcowi, pracodawca nie ma żadnego wglądu w proces uzyskania jego zezwolenia, co zakrawa na absurd.
Spraw do załatwienia „od zaraz” jest pewnie więcej. Faktem jest jednak, że wdrożenie choć części usprawnień znacząco otworzy udręczony dziś rynek pracy na obcokrajowców, których potrzebujemy dziś jak kania dżdżu.
Artykuł Wojna o pracownika pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More