Oto na portalu Onet, który ma prawidłową strukturę własnościową i na odcinku ideologicznym też jest zadbany, czytamy, iż w ośrodku regionalnym TVP w Lublinie panuje nerwowa atmosfera. Objawia się ona między innymi w tym, że najbardziej dyspozycyjni funkcjonariusze gotowi są teraz „j…ć PiS”. No cóż; nie oni jedni.

Pamiętamy, jak Książę-Małżonek, kiedy w 2007 roku Donald Tusk zapewnił mu przytulisko na synekurze ministra spraw zagranicznych, z tej radości zaraz wyraził gotowość „dorżnięcia watahy” – tej samej, w której znalazł przytulisko na synekurze ministra obrony narodowej. Co musiał zrobić, żeby Naczelnik Państwa dał mu tę synekurę? Zrobił mu „laskę, czy może musiał się nadstawić”?

Najwyraźniej Książę-Małżonek, podobnie jak wielu innych, nie wierzy w trafność rady poety, który w nieśmiertelnym poemacie „Sąd nad Don Kichotem” sugeruje, że „niech sobie człowiek wiarę ma, czy nie ma – ale najgorzej, kiedy się nie trzyma tego, w co już raz wdepnął i próbuje, jaka się wiara lepiej dopasuje”. „Był sobie – ciągnie dalej poeta – rabbi ben Ali ze Smyrny, tak na honory wszelakie pażyrny, że gdy go grzeszna wabiła pokusa na katolicki dwór Constantinusa, wyrzekł się wiary ojców i Talmudu i zaczął kochać bliźnich (nie bez trudu). A gdy klasztorną wreszcie przywdział szatę, Cezarem obwołano Apostatę, który, jak wiemy, całe rzymskie państwo, z chrześcijańskiego obrócił w pogaństwo. Rabbi się tedy modli do Zeusa, uczy się mitologii, lecz psikusa los powtórnemu zrobił neoficie, bo Apostata w Persji stracił życie. Więc wrócił Kościół i rządy biskupie i neofita znów dostał po dupie”.

Ciekawe, co Książę-Małżonek zrobi, z jakiego klucza będzie ćwierkał, gdyby tak Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi w przyszłym roku obrzydł pan Szymon Hołownia w charakterze jasnego idola i w naszym bantustanie nakazał kolejną podmiankę, demokratycznie instalując na pozycji lidera sceny politycznej dotychczasowego Naczelnika Państwa? O ile jednak Książę-Małżonek zawsze może liczyć na to, że w uznaniu zasług przy instalowaniu tutaj Generalnego Gubernatorstwa Reichsfuhrer znowu skieruje go do przytułku w Parlamencie Europejskim, to z funkcjonariuszami Propaganda Abteilung jest gorsza sprawa. Ach, co ja mówię; jaka tam gorsza? Z nimi jest brzydka sprawa – o czym pisał zaraz po wojnie Gałczyński w „Refleksjach z nieudanych rekolekcji paryskich”: „Posadę przecież mam w tej firmie, kłamstwa, żelaza i papieru. Kiedy ją stracę – kto mnie przyjmie?”. Toteż – jak pisze w znakomitej powieści „Nie trzeba głośno mówić” Józef Mackiewicz – kiedy ludzi uciekających w 1944 roku przed  Armią Czerwoną na zachód wyprzedziły sowieckie czołgi, to „wtedy ludzie łgali, łgali, łgali. Fałszywym uśmiechem łgali, wymuszonym gestem radości, łgali zapierając się w żywe oczy, bożąc się znakiem krzyża, łgali zwalając winę na innych. Gdyż straszny jest los kolaborantów i zasłużona czeka ich kara”.

Toteż w regionalnym ośrodku TVP w Lublinie nie dzieje się nic nowego, z czym byśmy się wcześniej nie zetknęli. Dla ludzi młodych, przyzwyczajonych do safandulskiej zasady konstytuującej III RP: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”, obecne poczynania zwycięskiego gangu sprawiają wrażenie końca świata, ale my, starsi, którzy pamiętamy jeszcze czasy stalinowskie i kolejne „odnowy” za pierwszej komuny: październikową, grudniową i wreszcie tę z 13 grudnia 1981 roku, aż takiego wstrząsu nie odczuwamy. Owszem – III Rzeczpospolita będzie jeszcze w tym roku zastąpiona Generalnym Gubernatorstwem, w którym chyba nie będzie już miejsca na dawne polskie safandulstwo, bo w Generalnym Gubernatorstwie musi być dyscyplina – ale poza tym nic specjalnie się nie zmieni. Ot, na przykład przeglądamy wiadomości publikowane nie tylko przez stojący w awangardzie walki o przywracanie praworządności Judenrat „Gazety Wyborczej”, ale również przez ideologicznie wspierany przez Propaganda Abteilung portal Onet – i co możemy tam przeczytać? „Ludzie PiS tracą synekury w instytutach”. To znaczy, że „ludzie  PiS” ruszają z posad – ale oczywiście nie „bryłę świata”, tylko osobiście – ale na opróżnione przez nich miejsca przychodzą inni ludzie. Jacy? No, ci sympatyzujący z Volksdeutsche Partei, z Trzecią Drogą, Lewicą, no i oczywiście – protegowani przez wiadomy Judenrat.

Skoro jednak tak, to znaczy, że „instytuty” zostają, podobnie jak inne rzeczy, stworzone przez „znienawidzone” PiS. Na przykład – umowa z dnia 2 grudnia 2016 roku. Jak wiadomo, przewiduje ona, że Polska nieodpłatnie udostępnia Ukrainie zasoby całego państwa. Wprawdzie została ona parafowana przez „znienawidzonego” ministra obrony Antoniego Macierewicza – ale kiedy Książę-Małżonek, już po krzywoprzysięstwie u pana prezydenta Andrzeja Dudy, pogalopował z tradycyjną pielgrzymką ad limina do Kijowa, to co oświadczył po przyjeździe na ojczyzny łono? Że Polska nadal będzie „wspierała” Ukrainę, jak gdyby nigdy nic. Znaczy – zmienianie tej umowy nasi mężykowie stanu mają surowo od Naszych Sojuszników zakazane. Wymieniania personelu umieszczonego za ancien regime’u na wspomnianych synekurach zakazane chyba nie mają, bo przecież jakiś zakres władzy Nasi Sojusznicy muszą naszym mężykom stanu pozostawić, bo inaczej nasz mniej wartościowy naród tubylczy mógłby nabrać wątpliwości co do autentyczności demokracji, do czego – jak wiadomo – dopuścić nie można, bo na tym etapie jest rozkaz, by w demokrację wierzyć bezgranicznie i bez zastrzeżeń.

Toteż słyszymy, że pan dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, mianowany jeszcze za ancien regime’u, w podskokach potępił wypowiedź pana Jana Pietrzaka, który wyraził przypuszczenie, że pewnie dlatego Niemcy tak nas przekonują do przyjmowania migrantów, bo pamiętają, że u nas zachowały się baraki w Auschwitz, czy na Majdanku. Pan dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego uznał tę opinię za „niedopuszczalną”. Ciekawe, czy dzięki temu uda mu się zachować synekurę, czy też gorliwość ta nie będzie miała wpływu na dalsze jego losy? Tej drugiej możliwości wykluczyć nie można – na co zwraca uwagę Franciszek Maria Arouet, zwany „Wolterem”, pisząc, że „gdy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”.

A w ogóle, to reakcja na opinię Jana Pietrzaka, jaka ponad podziałami właśnie się ujawniła, przypomina mi opowiadanie Marka Nowakowskiego, jak to pewien literat odbywał spotkanie autorskie w poprawczaku. W pierwszych rzędach zasiedli sami najwięksi urkowie i kiedy literat, chcąc się im podlizać, zaczął używać grypsery, urkowie ostentacyjnie się dziwowali: „to takie słowa są?”.

Stanisław Michalkiewicz

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Artykuł Synekury zostają, ale straszny jest los kolaborantów pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.

​Forum Polskiej Gospodarki Read More 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *