Wspomniany nieład nasilił się wskutek zdarzeń związanych z zakwestionowaniem statusu jednej z izb Sądu Najwyższego (i niektórych orzekających na różnym szczeblu sędziów), współwystępującym problemem wygaszenia mandatów dwóch posłów oraz powiązanego z tym jeszcze ułaskawienia ich przez prezydenta, ale przed datą wydania prawomocnego wyroku skazującego. Kwestie te wszystkie zainteresowane polityką osoby znają, a więc nie będę wnikał w szczegóły.
Nie o to zresztą tu chodzi. To, co mnie zaskoczyło, to zdziwienie publiki, ale też niektórych specjalistów i publicystów tym, że prawo jest dziedziną wieloznaczną i niejasną. To tak, jakby dziwić się, że nawet spokojnemu zazwyczaj psu czasem jednak zdarza się pogryźć niepilnowanego niemowlaka. W obu przypadkach takie anomalia leżą w naturze określonej istoty czy rzeczy, dlatego dziecka lepiej pilnować w obecności psa, a politykom i zawodowym prawnikom patrzeć na ręce, gdy stosują prawo.
Wielu ludzi bowiem instytucje, naukę i najwyraźniej obowiązujące normy postrzega jako coś gruntownie zobiektywizowanego. Tymczasem, jeśli nawet nauki formalne i przyrodnicze na spektrum wiarygodności plasują się wyżej, to współczesne nauki społeczne i tzw. humanistyka z całą pewnością co najmniej trącą subiektywizmem i relatywizmem. To samo prawdopodobnie można powiedzieć o ponowoczesnej moralności, ale tym nigdy nie zajmowałem się zawodowo. Ktoś powie, że to szerzenie postmodernistycznych herezji. Cóż, wspominany już przeze mnie na tych łamach prof. Lech Morawski napisał nawet taką drobną książeczkę pt. „Co może dać nauce prawa postmodernizm?” (wydaną przez toruński TNOiK w 2001 r.).
W mojej osobistej ocenie, wyrażanej przede wszystkim w roli publicysty i tylko przy okazji praktykującego prawnika, prawo nie jest zjawiskiem obiektywnym, jak na przykład wrzenie wody w 100 stopniach Celsjusza przy normalnym ciśnieniu. Za Chaimem Perelmanem należy powiedzieć, że jest raczej rzeczą o charakterze argumentacyjnym (chociaż pełni wiele innych funkcji, na przykład instrumentalną i to także w społeczeństwie demoliberalnym).
Wprawdzie prawnicy, i w ogóle wszyscy dyskutujący o prawie, powinni szanować pewne ogólne i podstawowe reguły, w tym regułę etycznego prowadzenia sporu, ale w większości przypadków szczegółowych można właściwie dojść do dowolnych wniosków i nawet sensownie je uzasadnić. Co więcej, nie jest niczym nadzwyczajnym, aby w obrocie prawnym pozostawały dwa zupełnie rożne orzeczenia sądowe lub administracyjne (w sprawach tzw. zwykłych ludzi), zasadzające się jednak na zupełnie różnych interpretacjach teoretycznych, a przy tym – mimo wszystko – szanowane i wywołujące skutki w obrocie prawnym. Prawnicy często powtarzają sobie, że sąd w danym mieście ma „taką to a taką praktykę” w danej sprawie, chociaż przepisy są powszechnie obowiązujące i językowo identyczne. Znane są także zjawiska „zmiany linii orzeczniczej”, często w najwyższych instancjach, chociaż literalna treść odnośnych przepisów nie drgnęła ani o jotę.
Uważam wręcz, że kto nie uwzględnia tego wymiaru w swoich rozważaniach światopoglądowych, ten jest albo infantylny, albo nazbyt dogmatyczny, albo nie ma do czynienia z praktyką stosowania prawa. Dlatego takie hasła jak „pewność prawa” lub „praworządność” najczęściej będą stanowić tylko odwołania do nieosiągalnych ideałów. Nie ma tu miejsca na daleko idące rozważania filozoficzne, ale skoro przepisy opierają się i muszą opierać się na języku naturalnym, a ten jest sam z siebie niedoskonały, to i prawo takie będzie. Skoro rudymentarna znajomość historii i filozofii wskazuje na trudność w stworzeniu całkowicie zobiektywizowanego systemu moralnego, to znowu wszystko to będzie rzutować na prawo.
Jakie to ma znaczenie w praktyce? Jeśli ktokolwiek ex cathedra ogłasza, że poznał całkowicie i kompleksowo obiektywny stan prawa, to najczęściej – niezależnie od tytułów – możemy go spokojnie potraktować z przymrużeniem oka. Właściwie podobnie wszystkich tych, którzy z przekonania o znajomości praw przyrody (przede wszystkim specjalistów od tzw. zdrowia publicznego) wywodzą swoją legitymację do przekonywania nas, abyśmy żyli we wstrzemięźliwości i karności przekraczającej swoją miarą uciążliwość średniowiecznego postu i pokuty razem wziętych.
Moraliści, dogmatycy i „głosiciele prawd” niestety wyginęli, podobnie jak dziedzice tytułów urzędowych. Dzisiaj żyjemy w świecie, co do którego każdy musi mieć świadomość, że nie jest on w żaden sposób pewny. Nie można współczesnemu społeczeństwu ogłosić, że prawo jest takie to a takie, bo „taka była wola Boża”. Prawdę zarazem powiedziawszy, pozorny lub nawet i realny konsensus prawników musi z konieczności być słabszy nawet od słowa Bożego.
Pomyślmy może o tym wszystkim tylko z takim zastrzeżeniem, że zbyt daleko ucieczka w sceptycyzm może powodować eskapizm. W przypadku prawa przejawia się on w powstających w Polsce grupach pokrzywdzonych przez „system” osób, przechodzących na tzw. prawo naturalne, czyli nieszanujących całkowicie aktualnego porządku prawnego. To równie niebezpieczne zjawisko, jak nadmierna dogmatyka i moralizatorstwo akademików i zawodowych prawników.
Michał Góra
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł O pewności prawa i praworządności słów kilka pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More