Po zapoznaniu się ze wstępnymi rezultatami wyborów do samorządu terytorialnego początkowo byłem przygnębiony, ale potem przypomniałem sobie, że w tym roku kończę 77 lat, więc nie mam specjalnych powodów do popadania w przygnębienie, bo przecież tylko patrzeć, a będę wolny. Wprawdzie w latach ostatnich (najwyraźniej nastały zapowiadane w proroctwach lata, a nawet „dni ostatnie”) rozmaici filozofowie mamili nas opowieściami, że niby możemy sobie przebierać-wybierać między „wolnością od” a „wolnością do” – ale nie ma najmniejszego powodu, by poważnie traktować brednie wymyślane przez filozofów. Opowiadają oni głównie o sobie, o swoich urojeniach, sympatiach i antypatiach. Może nawet byłoby to i interesujące, gdyby nie fakt, że większość z nich to osobnicy pod każdym względem nieciekawi, a jeśli pod jakimś względem odstają od przeciętnej, to przede wszystkim poziomem zidiocenia.
Żeby nie być gołosłownym, przytoczę dwa przykłady: oto jedna z pań filozofek publicznie dała do zrozumienia, że zdefiniowanie pornografii przekracza możliwości umysłu ludzkiego. Traf chciał, że następnego dnia po tej rewelacji sierżant policji złapał na Bazarze Różyckiego jegomościa z torbą pełną kaset pornograficznych. Wystarczył mu rzut oka, by zorientować się, z czym ma do czynienia. Z kolei inna utytułowana pani z całą powagą twierdziła, że z par sodomczyków lub gomorytek rodzi się więcej dzieci niż z par zróżnicowanych płciowo. Toteż i opowieści o „wolności od” i „wolności do” możemy spokojnie włożyć między bajki, tym bardziej że ta cała „wolność do” to potworek nawet językowy. Możemy mówić o „skłonności do” – na przykład o skłonności do wódki. Na przykład nieboszczyk Jacek Kuroń miał do wódki już nawet nie skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość, dzięki czemu był w Polsce szalenie popularny, chociaż nie do tego stopnia jak Aleksander Kwaśniewski, który aż dwukrotnie został przez nasz mniej wartościowy naród tubylczy wybrany na swego prezydenta i to bez żadnego przymusu.
Więc po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów do samorządu terytorialnego, a zwłaszcza informacji, że pan Rafał Trzaskowski w wyborach na prezydenta Warszawy zwyciężył już w pierwszej turze, ogarnęło mnie przygnębienie. Uświadomiłem sobie bowiem, że jako mieszkaniec Warszawy przez najbliższe 5 lat, a może nawet dłużej, będę pozostawał w mocy wariatów. To podejrzenie bierze się stąd, że pan Rafał Trzaskowski prawdopodobnie wierzy we własną propagandę. Ja oczywiście rozumiem, że osoby ubiegające się o posady, dzięki którym swoje dochody będą mogli na współobywatelach wymuszać siłą, muszą opowiadać rozmaite bzdury, gwoli uwiedzenia durniów, którzy myślą, że to wszystko naprawdę – ale uprzejmie zakładam, że oni sami w te bzdury nie wierzą. W przypadku pana prezydenta Rafała Trzaskowskiego może być inaczej. Jego zachowanie, a zwłaszcza – jego zarządzenia wskazywałyby na to, że on we własną propagandę naprawdę wierzy. Przecież żaden normalny i wykształcony człowiek nie powinien wierzyć w antropogeniczne przyczyny zmian klimatycznych – a tymczasem pan prezydent Trzaskowski najwyraźniej w nie wierzy. W przeciwnym razie nie narzuciłby mieszkańcom Warszawy obowiązku utrzymywania całego grona wariatów, przedstawiających się jako „ostatnie pokolenie”. Ta grupa twierdzi, że może być „ostatnim pokoleniem”, bo jeśli ludzkość nie zrealizuje ich pomysłów na „ratowanie planety”, to ulegnie nieuchronnej zagładzie. Ciekawe, że remedium mogące uratować ludzkość przed zagładą, aktywiści „ostatniego pokolenia” upatrują w rezygnacji z samochodów osobowych i korzystaniu z transportu publicznego w postaci tramwajów i autobusów – naturalnie elektrycznych. W związku z tym wielu podejrzliwców utrzymuje, że są oni zwyczajnie przekupieni przez Hindusów kontrolujących w Polsce przemysł stalowy oraz przez producentów tramwajów i autobusów, którzy w ten sposób zwalczają konkurencję w postaci samochodów indywidualnych – ale ja z uprzejmości wolę podejrzewać ich, że są wariatami, tym bardziej że wśród nich dominują kobiety, o których marszałek Piłsudski powiadał, że mają „rozdziwaczoną płeć”.
W przypadku pana Rafała Trzaskowskiego pewne dodatkowe światło rzuca okoliczność, że jest on absolwentem nauk politycznych na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Wskutek tego możliwe jest, że – mimo formalnego wyższego wykształcenia – może wierzyć w różne rzeczy, m.in w antropogeniczne przyczyny zmian klimatycznych, a wiadomo, że w takiej sytuacji swój ciągnie do swego. Nie tylko ciągnie, ale nawet go uwielbia. Tym właśnie tłumaczę sobie wysoki wynik wyborczy pana Rafała Trzaskowskiego w głosowaniu na prezydenta Warszawy. Miasto to nie tylko zamieszkuje, ale również przyciąga bardzo wielu absolwentów wyższych szkół gotowania na gazie, a w tej sytuacji kandydaci w rodzaju pana Rafała Trzaskowskiego mogą liczyć na wysokie poparcie polityczne, nawet gdyby nie załatwili sobie tego wcześniej z wpływowymi amerykańskimi Żydami: przewodniczącym Światowego Kongresu Żydów Ronaldem Lauderem i synem starego, żydowskiego finansowego grandziarza Jerzego Sorosa, któremu ojciec właśnie przekazuje wszystkie swoje geszefty finansowe i polityczne.
Oczywiście dopuszczam też możliwość, że pan prezydent Trzaskowski traktuje grupę „ostatniego pokolenia” instrumentalnie i narzuca mieszkańcom Warszawy obowiązek utrzymywania ich z pieniędzy podatkowych z powodu, że mają oni odloty właśnie na punkcie transportu publicznego, ale przecież i pan prezydent Trzaskowski sam w to wierzy, bo w przeciwnym razie nie zwężałby jezdni w celu zrobienia miejsca na torowiska tramwajowe i specjalne pasy dla autobusów. Z tego właśnie powodu w pierwszej chwili po usłyszeniu sondażowych wyników wyborów na prezydenta Warszawy popadłem w przygnębienie, ale w samą porę przypomniałem sobie, że – po pierwsze – w tym roku kończę 77 lat, a po drugie – że kultowa piosenka naszej niezwyciężonej armii obiecuje, że „kto umiera – wolny już”.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Piosenka jest dobra na wszystko pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More