— Ranni w bunkrze w większości nie mogli chodzić; pełzały po nich robaki. Leżeli tam, patrzyli na nas i zdawali sobie sprawę, że to koniec. Nie było lekarstw; kończyły się nawet bandaże; wody szukaliśmy pod gruzami. Rosjanie powiedzieli nam, że wyjdziemy jako więźniowie. Obiecali, że będzie to trwało trzy lub cztery miesiące, że będziemy mieli telefony komórkowe, będziemy mogli powiedzieć naszym krewnym, że żyjemy. Będą ciepłe posiłki i nikt nie będzie nas bił. Oczywiście, to wszystko było kłamstwo — mówi Wiktor, jeden z obrońców Mariupola, który trafił do rosyjskiej niewoli, gdzie spędził 13 miesięcy.