Żeby była jasność: jestem daleki od postaw, jakie można zawrzeć w zbitce słownej „autorytarny populizm”. Nie chodzi nawet o to, że samo pojęcie populizmu jest rozciągłe i łatwe do nadinterpretacji, bo z tego autorzy Indeksu akurat doskonale zdają sobie sprawę i informują o tym. Chodzi o coś innego. O to, że mam problem z traktowaniem „autorytarnego populizmu” tylko jako zagrożenia. Bo choć on nim niewątpliwie jest, to przede wszystkim jest ostrzeżeniem.
Czymś jak gorączka. To stan co prawda nieprzyjemny, ale jednak pozwalający nam, już na racjonalnym poziomie, zrozumieć, że coś jest nie tak. I że należy podjąć kroki, które pomogą zwalczyć problem. I choć nie lubię porównywania społeczeństwa do organizmu, to tutaj jest ono akurat jak najbardziej na miejscu. Tak jak i uwaga, że każde tego typu porównanie coś wyjaśnia, ale też coś zaciemnia i że zawsze trzeba przy nich zachować ostrożność.
Populizm bowiem ma swoje podglebie. A nawet dwa. Po pierwsze, jest jakąś próbą odpowiedzi na autentyczne problemy i rozterki wyborców. Po drugie, jest szukaniem problemów tam, gdzie ich nie ma, oraz rozdymaniem do niebotycznych rozmiarów społecznych lęków. Trzeba rozróżniać te przestrzenie, wiedząc przy tym, że są one przenikalne. I że przypadki, w których prawdziwy problem zostaje rozbudowany o jakąś nieprawdopodobną teorię spiskową po to, aby narracja zrobiła się bardziej przyczepna, są częste. Trzeba niuansować. Bo inaczej, no właśnie, partie uważające się za niepopulistyczne, niebezpiecznie zbliżą się do tego, z czym rzekomo chcą rywalizować o głosy wyborców.
Odpowiedzią świata polityki nie powinno być przekonanie o tym, że skoro populiści zajęli się jakimś problemem społecznym, to pewnie robią to wyłącznie dla wzrostu swojego politycznego poparcia. Bo to jest akurat oczywiste i wszystkie partie tak robią. Odpowiedzią powinno być za to rozwiązanie problemu, na którym bazują populiści. To oczywiście nie zlikwiduje problemu populizmu, czy to lewicowego, czy prawicowego. Ale odetnie populistom polityczny tlen. Elita polityczna, jaka by nie była i czego byśmy nie myśleli o jej „elitarności”, musi być przede wszystkim sprawna, bo jeśli nie będzie, to będzie to ktoś inny.
Indeks jest tu przydatnym narzędziem dla polityków i kolejną wrzutką ze strony trzeciego sektora na ich poletko. Politycy dostają jakieś narzędzie. Niech je teraz wykorzystają, zamiast zbywać ludzi niekiedy faktycznie pokrzywdzonych. Traktowanie wyborców jako z natury naiwnych i niemądrych, niezdolnych do identyfikacji tego, czego potrzebują, jest powidokiem po paternalizmie i przekonaniu, że elita zawsze wie lepiej.
A sytuacja jest zwyczajnie prosta. Populiści, z dowolnym przymiotnikiem, po prostu odbierają ten telefon, na który dzwonią ludzie, kiedy widzą, że elita nie wywiązuje się ze swojego zajęcia. I pokazuje to świetnie lider rankingu, jakim są Węgry. Ferenc Gyurcsány, tamtejszy były premier, przejdzie do historii ze względu na słowa: „Kłamaliśmy rano, w nocy i wieczorem” i chodziło oczywiście o kłamstwa polityków, którzy ukrywali zły stan węgierskiej gospodarki. Ludzie nie lubią być okłamywani. To oczywiste. I wiedząc o tym, że elita polityczna wprowadziła ich w błąd: wybrali, jak wybrali. Bo mieli jakąś alternatywę, wówczas wydawać by się mogło lepszą, przynajmniej w przekonaniu tych, którzy wynieśli do władzy Victora Orbana.
Oczywiście, w samym Indeksie znajdziemy wiele ciekawych spostrzeżeń, jak na przykład tych dotyczących stabilizującego się udziału partii określanych jako populistyczne w scenach politycznych, oraz taki, że co prawda w Europie większość populistów jest antyunijna, ale jednak nie wszyscy. To też są ważne wskazówki. Ale najważniejszy wniosek jest inny. W polityce, żeby ktoś wygrał, ktoś inny musi przegrać. I że jeśli partie broniące swojego pola chcą wygrywać, to muszą zacząć działać i rozwiązywać problemy. A nie tylko masować słupki, coraz bardziej zresztą topniejące.
Dobrze, ale co opłacałoby się nie partiom, ale ludziom, którzy, tak im się ułożyło, nie należą do żadnej z nich? Rozwiązania szukać przede wszystkim w przestrzeni wolności, jaką należy poszerzyć. Deetatyzacja to najlepszy sposób na zmniejszenie, po pierwsze, napięć, jakie generuje styk państwa i rynku, po drugie, to świetne rozproszenie odpowiedzialności i pozwolenie ludziom na to, aby w miarę możliwości sami rozwiązali te problemy, które mogą. Inaczej mówiąc, przestrzeń polityki należy ograniczyć. I w ten sposób zmniejszyć też ten obszar, na którym zagospodarowali się tak czy inaczej zdefiniowani populiści.
Marcin Chmielowski
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie
Artykuł Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.
Forum Polskiej Gospodarki Read More