— Nie byłoby tej spóźnionej reakcji, gdyby panowie pilnowali swoich sektorów i zgodnie z procedurą zajmowali się tym, do czego zostali powołani: obserwacja, przebywanie blisko premiera, patrzenie na ręce ludzi i na tłum, zabezpieczenie go przez funkcjonariuszy pod przykrywką, którzy są gdzieś za osobami, które podchodzą do premiera. Tymczasem do tego zabezpieczenia wdarło się bardzo dużo chaosu — ocenia w rozmowie z Onetem gen. Andrzej Pawlikowski, były szef BOR.