Gdy Ali przybiegł do pielęgniarek i wykrzyczał, że pali się jedna z sal, żadna z pracownic szpitala psychiatrycznego w Grupie Górnej nie zareagowała. Nie dość, że pacjent placówki był piromanem, to kilka dni wcześniej informował o ogniu, choć płomienie ukazały się tylko w jego wyobraźni. Tym razem zagrożenie było realne, a nadciągająca tragedia nieuchronna. Brak wyjść ewakuacyjnych, drewniane stropy, pokoje bez klamek i okna zabite gwoździami — przepisy przeciwpożarowe obowiązywały tam tylko teoretycznie. Skończyło się dramatem, który kosztował życie 55 pacjentów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *