Miał żonę, dwójkę dzieci i sprawiał wrażenie — jak mówili sąsiedzi — zupełnie normalnego mężczyzny. Nawet warszawscy policjanci byli zaskoczeni wyglądem, posturą i spokojem, jakim emanował Cezar W. podczas zatrzymania. Drobny mężczyzna siał postrach na Pradze Południe w drugiej połowie lat 90., a jego znakiem rozpoznawczym był kawałek potłuczonego szkła, którym atakował młode kobiety. “Powiedział, że jak będę grzeczna, to nic mi się nie stanie. A jak nie, to mnie pochlasta, a sam spi****li” — opowiadała jedna z ofiar “Szklarza”.