Zmieniła się w Polsce władza, ale niewiele to chyba przedsiębiorcom dało. A może się mylę… Czy choć w minimalnym stopniu da się zauważyć, że zmieniło się postrzeganie naszych rodzimych przedsiębiorców przez urzędy i przede wszystkim przez rządzących Polską polityków?

KRZYSZTOF OPPENHEIM: Spójrzmy szerzej na „rewolucję” z ubiegłego roku: co w ogóle uległo zmianie, od czasu kiedy udało się odsunąć PiS od władzy? Czy mamy się z czego cieszyć? Z samego faktu, że obecnie w Polsce rządzi Donald Tusk, a nie duet Jarosław Kaczyński – Mateusz Morawiecki? Czy faktycznie, jak to stwierdziła Ewa Kopacz, obecnie widać „więcej uśmiechniętych ludzi na ulicach”?

Ja ich nie widzę. Również wśród przedsiębiorców. Ale zapytam nieco inaczej: dlaczego – mimo tylu deklaracji, jakie płyną z ust polityków z niemal każdej opcji – sytuacja polskich przedsiębiorców nie ulega zmianie? A jeśli ulega, to tylko na gorsze?

Odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć w kultowej powieści „Atlas zbuntowany” Ayn Rand, dziele zwanym czasem „Biblią przedsiębiorców”. Polityk i przedsiębiorca (mowa o przedsiębiorcach z prawdziwego zdarzenia) to dwa całkowite przeciwieństwa. Nie ma żadnej możliwości, aby takie skrajności mogły ze sobą harmonijnie współegzystować, aby politycy chcieli się pochylić nad sytuacją przedsiębiorców. To trochę jakby filmowy, naturalny konflikt Mozart – Salieri. Fachowiec kontra miernota. Oto jak Ayn Rand nam to wyjaśnia, poniżej pierwszy cytat z „Atlasa zbuntowanego”:

„Co jest znamieniem mierności? Niechęć do cudzych osiągnięć. Te drażliwe miernoty, które siedzą i trzęsą się, żeby czyjeś dzieło nie okazało się większe od ich własnego (…) Wyszczerzają na ciebie zęby ze swoich mysich dziur, myślą, że sprawia ci przyjemność fakt, iż twoja inteligencja ich przyćmiewa, podczas gdy ty oddałbyś rok życia, żeby tylko zobaczyć pośród nich iskierkę talentu. Zazdroszczą ci osiągnięć, a ich marzenie o wielkości jest wyobrażeniem świata, w którym wszyscy uznają ich wyższość. Nie wiedzą, że to marzenie jest niezbitym dowodem mierności, bo ich wymarzony świat jest światem, którego nie zniósłby człowiek twórczy”.

Trafne podsumowanie. Tym bardziej że trudno nie odnieść wrażenia, iż system (czyli politycy, zresztą nie tylko w naszym kraju) robią wszystko, by unicestwić przedsiębiorców. Czy też ma Pan takie odczucie? A przecież bez przedsiębiorców, szczególnie tych z sektora MŚP, nie byłoby mowy o żadnym rozwoju gospodarczym. Ci przedsiębiorcy robią tak wiele dobrego dla kraju, a jednak wielu polityków bez skrupułów podcina gałąź, na której od lat wygodnie siedzi. To przejaw skrajnej głupoty, czy jednak coś innego?

Podaje pan redaktor bardzo racjonalnie i oczywiste argumenty. Ale przecież tylko człowiek bardzo naiwny może sądzić, że politycy pracują dla dobra narodu, społeczeństwa danego kraju – bo przecież to są ich wyborcy. Politycy – pewnie tak jest w każdym kraju – to przecież nasi najwięksi wrogowie, żeby nie powiedzieć: śmiertelni wrogowie. Widzimy to choćby po ich ogromnych ciągotach do prowadzenia wojen. Tragifarsą jest np. uznawanie Wołodymyra Zełeńskego za bohatera Ukrainy.  Wszak ten człowiek – nota bene wybrany w 2019 r. na urząd prezydenta Ukrainy dzięki sojusznikom z Moskwy jako kontrkandydat prozachodniego Petro Poroszenki – wpędził swój kraj w najbardziej absurdalny konflikt zbrojny. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, polecam choćby tę publikację (z 2019 r.), którą znalazłem w… „zakochanej” obecnie po uszy w Zełeńskim „Gazecie Wyborczej” (TUTAJ).

Ale przecież takich polityków – którzy obracają się potem przeciwko wyborcom – sami wybieramy. Jak to wytłumaczyć?

Idiotyzmy i niedorzeczności demokracji w obecnej formie to temat, na który można by pewnie napisać i tysiąc stron. Ja spróbuję tę kwestię podsumować jednym argumentem: wszystko, co jest absurdem w skali mikro, będzie tym bardziej absurdem w skali makro. Jeśli w gronie znajomych mamy nałogowego kłamcę i nieudacznika, zamieszanego w liczne afery, to czy obdarzymy go zaufaniem i np. uczynimy dyrektorem finansowym własnego przedsiębiorstwa? W dodatku z nieograniczonym dostępem do wszystkich rachunków bankowych? Drugi przykład: czy znajdzie pan redaktor w Polsce osobę, zdrową na umyśle, która by widziała sens naszego ewentualnego udziału w wojnie Ukrainy z Rosją i to na własne życzenie? A przecież liczne wypowiedzi eks-premiera Mateusza Morawieckiego, czy obecnego ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza wskazują, że w ten konflikt być może Polska będzie musiała się włączyć. Po co więc te popisy z ciągłym „dźganiem” Rosji i Putina? Choćby „niby katolika”, czyli pana marszałka Szymona Hołowni, że „Putina trzeba wgnieść w ziemię”. Dlaczego więc dokonujemy tak idiotycznych wyborów do Sejmu, Senatu, czy europarlamentu? W skali makro dajemy się oszukiwać jak dzieci… Choć akurat mnie w tej grupie nie ma – nie chodzę na żadne tego typu szopki, zwane „wolnymi wyborami”, zdając sobie oczywiście sprawę, że nic to nie zmieni.

Paradoksalnie wielu polityków – mimo iż bardzo nie lubią, gdy się im to wytyka albo o tym mówi – jest bardzo mocno powiązanych z biznesem. Szczególnie tym dużym – korporacyjnym i międzynarodowym. To dobrze, czy źle? Są tacy, którzy myślą, że to dobrze, bo dzięki temu ci politycy powinni chociaż rozumieć, na czym polega zarządzanie i jakimi prawami rządzi się gospodarka. Co Pan na to?

Powiązanie polityki z biznesem w takiej formie, w jakiej to obecnie widzimy, jest czymś obrzydliwym. Z tego właśnie żyją politycy – często nawet stają się krezusami – czyli ze „wspomagania” wybranych „biznesmenów”.  Czasem przyjmuje to formę cichej łapówki, o wielu takich aferach dowiadujemy się potem z mediów. Ale jest też druga forma, pięknie opakowana w prawne narzędzie, zwana lobbingiem. A przecież to nic innego jak tylko zalegalizowana korupcja. Żaden porządny, uczciwy przedsiębiorca nie chce mieć nic do czynienia z polityką, czy dużymi kontraktami, gdzie płatnikiem jest Skarb Państwa. Chyba, że jego specjalizacja tego wymaga, więc nie ma wtedy wyboru.

Uznaje więc Pan, że próba nawiązania uczciwych i obustronnie korzystnych biznesowych relacji przedsiębiorcy z prawdziwego zdarzenia z „władzą” to błąd? I świadczy o naiwności takiego przedsiębiorcy?

Oczywiście. Szczególnie przy dużych kontraktach. Pierwszy przykład: budowa Stadionu Narodowego. Oto jedna z publikacji z „Przeglądu Sportowego” pod znamiennym tytułem: „Wszystkie firmy budujące Stadion Narodowy upadły. Problemy wracają” (TUTAJ). Kolejny przykład: budowa autostrad, przy tych kontraktach zbankrutowało kilkaset firm. Tak o tym pisał  portal forsal.pl.

Nasuwa się nieodparcie pytanie: jak to się stało, że oddaliśmy całą władzę w ręce polityków, najczęściej ludzi o niskich kompetencjach, a często także bardzo amoralnych?

Na to pytanie także znajdziemy odpowiedź w „Atlasie zbuntowanym”. Oto stosowny cytat, są to słowa bohatera tej powieści, jednego z przedsiębiorców, takiego przez wielkie „P”:

„Wytwarzaliśmy dobra na użytek świata, ustalanie kodeksu moralnego pozostawiając swoim wrogom. Utrzymywaliśmy ludzkość przy życiu i pozwalaliśmy jej nami gardzić i czcić naszych niszczycieli. Pozwalaliśmy tym, którzy otrzymywali i rozdzielali niezasłużone dobra, czcić niekompetencję i przemoc. Akceptując karę nie za grzechy, lecz za cnoty, zdradziliśmy swój kodeks i pozwoliliśmy działać tamtemu. Ich moralność jest moralnością kidnaperów. Używają twojego umiłowania cnoty jako zakładnika. Wiedzą, że zniesiesz wszystko, by móc pracować i wytwarzać, bo wiesz, że osiągnięcie jest najwyższym dążeniem moralnym człowieka, że nie może bez niego istnieć, a twoje umiłowanie cnoty jest równe twojemu umiłowaniu życia. Liczą na to, że weźmiesz na swoje barki każdy ciężar. Liczą na twoje uczucie, że żaden wysiłek nie jest zbyt wielki w służbie miłości. Twoi wrogowie niszczą cię za pomocą twojej własnej siły. Twoja hojność i wytrzymałość są ich jedynymi narzędziami. Twoja prawość, której nie podzielają, daje im władze nad tobą. Oni o tym wiedzą. Ty nie. Nie boją się niczego z wyjątkiem dnia, w którym to odkryjesz. Musisz się nauczyć ich rozumieć. Inaczej nie uwolnisz się od nich”.

Mamy w tej wypowiedzi jednocześnie odpowiedź na pytanie: jak to możliwe, że mimo tak rabunkowej gospodarki, prowadzonej przez polityków, mimo trwonienia budżetu przez niekontrolowane rozdawnictwo, mimo dążenia „systemu” do pacyfikacji przedsiębiorczości, w skali naszego kraju wciąż nie widać skutków tej demolki. Siła przetrwania polskich przedsiębiorców, nasza determinacja, aby nie dać się przez system pokonać – to coś, z czego my, Polacy powinniśmy być naprawdę dumni! W przeciwieństwie np. do Wyspiarzy: politykom brytyjskiego eks-imperium prawie się udało sprowadzić swój kraj do ruiny.

Jeszcze jedno więc pytanie, w sumie już trochę retoryczne, mając na względzie przebieg naszej rozmowy. Dlaczego tak niewielu czynnych przedsiębiorców idzie do polityki?

No cóż, jak to się mówi – nie pasujemy do tego towarzystwa. Jeśli mowa o przedstawicielach władzy, Ayn Rand nie przebiera w słowach. Jeszcze jeden, bardzo mocny cytat z „Atlasa zbuntowanego”, fragment rozmowy dwóch przedsiębiorców, jest to nienachalnie pozytywna (jakby powiedziała Maria Czubaszek) opinia o światku polityków:

„To skomląca hałastra, która nigdy nie zdobywa się na żaden wysiłek. Nie ma dość talentu, by być referentem, ale żąda zarobków prezesa firmy. Dryfuje od porażki do porażki i żąda, by pan płacił jej rachunki. Uważa swoje chęci za ekwiwalent pańskiej pracy, a swoje potrzeby za bardziej zasługujące na nagrodę niż pański wysiłek. Domaga się, by celem pańskiego życia było służenie jej, by pańska siła była pozbawionym głosu i praw, nie opłacanym i nie wynagradzanym niewolnikiem jej niemocy. Uważa, że pański geniusz obliguje pana do poddaństwa, a jej niekompetencja upoważnia ją do rządzenia. Że do pana należy dawać, a do niej brać. Że do pana należy produkcja, a do niej konsumpcja”.

Ostatnie lata w światowej polityce (a od zmiany rządów również w Polsce) to ewidentne wypowiedzenie wojny tradycyjnym wartościom: obserwujemy dążenie do wymazywania ważnych faktów i bohaterów z historii danego kraju, rugowanie chrześcijaństwa z przestrzeni prawnej i publicznej, nazywanie zwolenników państw narodowych faszystami etc. Do tej wojny – czy tego chcą, czy nie – włączeni zostali przedsiębiorcy. Dlaczego w kwestiach światopoglądowych tak widoczna jest różnica w podejściu większości polityków i przedsiębiorców. O co tu chodzi?

Jest to niezwykle niebezpieczne. Coraz mocniej wchodzimy w tzw. „świat odwróconych wartości”.  Właśnie w tym celu od kilku lat obserwujemy w Polsce tak silne uderzenie w Kościół Katolicki, chrześcijaństwo. Co – niestety – przynosi widoczne rezultaty, bowiem zdecydowana większość wierzących nie umie oddzielić wiary w Boga od Kościoła. Myślę także, że tylko niewielka grupa Polaków uświadamia sobie, jak bardzo polskość związana jest z wartościami chrześcijańskimi.

Pełna zgoda. Można przecież być porządnym człowiekiem i jednocześnie osobą niewierzącą w Boga.

Oczywiście: zarówno moralność, jak i wiara w Boga to wolność wyboru. Z całą pewnością do wiary trzeba dojrzeć i może być to długi proces. Mnie zajęło to ponad 60 lat. Nie można jednak, chcąc uchodzić za osobę moralną, odrzucać wartości, które znamy z Ewangelii. Jest to podstawa cywilizowanego świata: bez wojen, bez nienawiści, bez wyrzucania poza nawias społeczny tych najsłabszych (nawet trędowatych – jak uczył nas Jezus Chrystus). Ale przecież mamy też uznanie lenistwa za jeden z grzechów głównych, co jest równoznaczne z uszanowaniem etosu pracy. Jak piękny byłby świat, gdyby udało się też wyeliminować – lub choćby napiętnować społecznie – inne grzechy główne, np. pychę, chciwość, czy zazdrość?

Niedawno trafiłem na włoski film „Jan Paweł II” z 2005 r., którego reżyserem jest John Kent Harrison. Jest tam taki fragment, w którym na samym początku II wojny światowej młody Karol Wojtyła rozmawia z kard. Adamem Sapiehą. Wielu kolegów przyszłego papieża chwyciło wtedy za broń, wzbraniał się przed tym Karol Wojtyła, ale miał rozterki wewnętrzne, czy to słuszna postawa. Wolał trzymać się zasady „zło dobrem zwyciężaj”. Jego wybór w pełni poparł kardynał Sapieha, wskazując, jak możemy pokonać wroga. Oto te słowa: „Czy wiesz, czego oni (hitlerowcy) najbardziej się boją? Naszej wiary. To jest nasza najpotężniejsza broń!”. Patrząc na wyjątkowo trudną historię Polski, w tym zabory, potem okupacje niemiecką i sowiecką – trudno uwierzyć, że to wszystko przetrwaliśmy. Zgadzam się ze słowami kardynała Sapiehy: w tych tak trudnych czasach naszą bronią była zawsze miłość do Ojczyzny, ale z poszanowaniem wartości chrześcijańskich.

Myślę, że za mało sobie z tego zdajemy sprawę. To, że Polska nie została wykreślona z map, zawdzięczamy właśnie miłości do Polski i polskości, ale było to uczucie nie mające nic wspólnego z nacjonalizmem, faszyzmem, czy imperializmem.

Mamy teraz, niestety, inną rzeczywistość. Wszystkie lewackie, marksistowskie ideologię, które znaliśmy do tej pory z zepsutego „zachodniego świata”, coraz mocniej implementujemy w Polsce. Bardzo pomocni są w tym właśnie politycy. Jeśli pozwolimy globalistom, aby wymienione przez pana redaktora wartości przestały się liczyć, wymażemy z pamięci ważne fakty i bohaterów naszego kraju, to przekreślimy dorobek przodków, którzy dla Polski byli gotowi poświęcić nawet życie. Nie wolno nam do tego dopuścić.

Rozmawiał Krzysztof Budka

——————————————————————————————————————————————

Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy oraz od rynku nieruchomości, specjalizujący się m.in. w kredytach hipotecznych, przedsiębiorca. Od lipca 2016 roku prowadzi także kancelarię antywindykacyjną, o specjalnościach: upadłość konsumencka, pomoc zadłużonym przedsiębiorcom, spory „frankowe”. Członek Zespołu Roboczego ds. Restrukturyzacji i Upadłości w Radzie Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. 

Artykuł Dlaczego „władza” nie lubi przedsiębiorców? [WYWIAD] pochodzi z serwisu Forum Polskiej Gospodarki.

​Forum Polskiej Gospodarki Read More 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *