Kiedy dziesięć lat temu Jules Bianchi rozbił się podczas wyścigu o Grand Prix Japonii, świat Formuły 1 wstrzymał oddech, pełen wiary, że cud uratuje jego życie. Diagnoza była jednak bezlitosna: rozlane uszkodzenie aksonalne mózgu — najgorszy możliwy uraz, który nie pozostawia żadnej nadziei. Młody Francuz walczył o życie przez dziewięć miesięcy. 17 lipca 2015 r. nierówny pojedynek dobiegł końca. Kierowca zmarł w rodzinnej Nicei, nigdy nie odzyskawszy przytomności. Iluzja, że śmierć na torze F1 to już przeszłość i że legendarny Ayrton Senna będzie ostatnią ofiarą królowej motorsportu, pękła jak mydlana bańka. ]]>

Read MoreCzytaj więcej Przegląd Sportowy 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *