— Już wcześniej wiedziałem, że zadedykuję medal zmarłemu tacie, bo zawsze łączyłem się z nim w myślach przed ważnymi startami. Mówiłem w głowie: teraz musisz mi pomóc, bo będzie trudny wyścig, nie pozwól, żebym się złamał — opowiada wioślarz Paweł Rańda. W 2008 r. z Pekinu wrócił bez… włosów i brwi, ale z tytułem wicemistrza olimpijskiego i wielką dumą, że udało mu się przetrwać czas, gdy ledwo wiązał koniec z końcem. — To było mocno obciążające, bo będąc na obozie, miałem wszystko “podsunięte pod nos”, a wiedziałem, że w domu jest żona z małym dzieckiem — wspomina w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet. ]]>
Read MoreCzytaj więcej Przegląd Sportowy