Putin nie musi wysyłać czołgów ani samolotów do Brukseli czy Waszyngtonu, by osłabić Zachód. Wystarczy, że uderzy w jego najczulszy punkt. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na Wenezuelę. Gdy Caracas pogrążyło się w protestach, zachodni przywódcy w dużej mierze umyli ręce, ograniczając się do pustych apeli. Moskwa podjęła realne działania, tyle że po stronie autokratycznych władz. Błędem byłoby jednak uważać, że zależy jej na Wenezueli. Ma w tym dużo ważniejszy cel — uderzyć tam, gdzie Zachód zaboli najmocniej.