Do brzegu dobija jedna łódka po drugiej. Z podkładu wprost na wagę ląduje ciemny worek pełen padłych ryb. W kontenerach obok są setki kilogramów innych, wyłowionych z Dzierżna Dużego już wcześniej. Odór jest trudny do zniesienia. Ale nie on martwi okolicznych mieszkańców i wędkarzy, którzy jako pierwsi ruszyli na pomoc umierającemu jezioru. — Ta katastrofa znów pokazała, jak w Polsce na złamaną rękę przykleja się plaster — słyszymy od jednego z wędkarzy.