— Do końca życia zapamiętam widok ludzi, którzy chcieli wyciągnąć jednego z poszkodowanych z auta — mówi w rozmowie z Interią uczestnik karambolu na S7. — Temu człowiekowi paliła się ręka, ale on nie zwracał uwagi. Mówił tylko: dzieci, tam są dzieci, ratujcie dzieci… — dodaje. W wypadku zginęły cztery osoby, w tym chłopcy w wieku 7 i 10 lat.