W PRL-u był jednym z największych amantów rodzimych scen i, jak tłumaczył, z komuną nie walczył, pomimo że mu się nie podobała, gdyż nie doznawał z jej strony krzywdy. Po roku ’89 jego popularność spadła, nadal jednak przyciągał na koncerty swoim ciepłym barytonem wielbicieli starych dancingowych przebojów, które potrafił śpiewać bez końca. Robiono z niego polskiego Sinatrę czy Aznavoura, ale był przede wszystkim sobą. Nigdy nie założył rodziny i chociaż nie wywoływał skandali, jego życie prywatne było przez lata przedmiotem wielu spekulacji i plotek. Odszedł samotnie, w warszawskim szpitalu, dokąd trafił z Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie.
Onet Kultura Read More